Wysoka wrażliwość to popularny termin, ale co się za nim tak naprawdę kryje?

Chociaż wiele się o niej mówi, nie zawsze wiemy, czym tak naprawdę jest. Nie jestem też przekonana, czy nadanie jej nazwy rzeczywiście coś zmienia. Może jednak pozwala czuć się bezpieczniej, mieć pewność, że to nie „choroba”, a jedynie pewna cecha, która wymaga zrozumienia i bezwarunkowej akceptacji. „Jak wspierać dzieci wysoko wrażliwe” Agaty Majewskiej od wydawnictwa MUZA to dobry początek, by ten temat nieco zgłębić.

„Zostało mi w głowie to, co mi kiedyś powiedziałaś: że jeśli już jestem w ruchu, to nie muszę uciekać przed przeszłością, tylko mogę biec spokojnym tempem tu i teraz w kierunku przyszłości. To mi pomaga, jak nie wiem w końcu czy biegnę, czy uciekam”.

Pomoc dla rodziców

Doktor Agata Majewska może być Wam znana z bloga rodzicielskiego – Mama Sowa. Jej książka to dobry początek, by przyjrzeć się zjawisku, które w ostatnim czasie zyskuje wielką popularność. Przy wysokiej wrażliwości często pada stwierdzenie, że ktoś „czuje za bardzo”, „za bardzo przeżywa”. Ale jakie są tak naprawdę normy? Kiedy to już jest „za bardzo”? Przy wysokiej wrażliwości wskazuje się przede wszystkim uporczywe analizowanie, rozpamiętywanie i roztrząsanie każdej sprawy, każdego problemu. Ma to oczywiście również swoje dobre strony, ale towarzyszenie dziecku o wysokiej wrażliwości, wymaga przede wszystkim rozpoczęcia pracy od samej/samego siebie.

„Chciałabym podzielić się tym, że można odnaleźć w sobie taką chęć zobaczenia, co się dzieje, możliwość zmiany i fajne życie. Nie jakieś idealne, ale własne, i zdrowsze”.

Rodzicielstwo na wysokich obrotach

Zaczynamy od przybliżenia samego zjawiska wysokiej wrażliwości, następnie autorka przechodzi do oznak, dzięki którym można rozpoznać, że dziecko posiada właśnie tę cechę. Pierwsze symptomy widoczne są już w okresie niemowlęctwa, potocznie mówimy, że to są dzieci, które wymagają więcej uwagi, czułości i bliskości, są bardziej „wymagające”. Trudnym etapem okazuje się oczywiście separacja – żłobek, przedszkole czy pozostawienie dziecka pod opieką innej osoby. Bardzo ciekawie autorka opowiada o presji i o tym, że powinniśmy czasami po prostu odpuścić i kierować się własną intuicją i tym, czego dziecko potrzebuje. Najbardziej zaciekawił mnie rozdział o budowaniu relacji. Trochę jakbym czytała o sobie,  trochę o moim dziecku, pada tam takie cudowne sformułowanie: „otulająca łagodność”, ale najpierw trzeba ją zbudować w sobie, by później zapewnić dziecku odpowiednie wsparcie i akceptację jego emocji.

„Akceptacja wiąże się z zaufaniem, że to, czego doświadcza dane dziecko jest prawdziwe, jest autentyczne. Pamiętajmy jednak, że aby móc zaufać, trzeba zacząć rzeczywiście słuchać tego, co mówi do nas dziecko”.