John Fante miał na napisanie powieści siedem miesięcy i 450 dolarów. 

„Droga do Los Angeles” to jego pierwsza książka. 

Pisana była w latach 30. XX wieku. Chociaż otrzymał na nią zaliczkę i udało się ją skończyć, nie została opublikowana. Uznano ją za zbyt bulwersującą.

Odnalezione dzieło

Nie trudno się domyślić, że główny bohater, Arturo Bandini, to alter ego samego autora. Ten sam bohater występuje także w innych tekstach Johna Fante. Co ciekawe, „Droga do Los Angeles” nie została wydana za życia autora. Dopiero po jego śmierci maszynopis został odnaleziony (w 1983 roku). Trudno sobie teraz wyobrazić literaturę amerykańską bez tej pozycji.

Kobiety to samo zło!

Czytając „Drogę do Los Angeles”, miałam w głowie  oczywiście „Buszującego w zbożu” Salingera i „Samotność długodystansowca” Silitoe. Buntownicy, obrazoburcy, idący zawsze pod prąd, ale jakże pewni swoich wyborów. Arturo Bandini jest przekonany o swojej wielkości i wyższości nad innymi. Przesiąknięty teoriami Nietzschego, powtarza fragmenty z „Tako rzecze Zaratustra”, a swoją nienawiść kieruje w stosunku do kobiet, z którymi mieszka – matki i siostry. Bez wątpienia jest istotą wyższą, jest wielkim pisarzem, władcą świata.

„- Tak. To wina kobiet. Zniewoliły mój umysł. To one są odpowiedzialne za to, co dziś się stało.”

„A wszystko przez te kobiety. Zatruły mój umysł. Czuję, jak to nadchodzi – czyste szaleństwo. Pisanina wariata. Obłęd.”

Arturo jest zupełnie inny niż wszyscy. Dla niego najważniejsze są książki, co wzbudza niechęć innych:

„- Oto co powinieneś zrobić: przestać czytać te przeklęte książki, przestań kraść, zrób z siebie mężczyznę i idź do pracy.”

Zawsze „inny”

Arturo ma nieustanne problemy z pracą. Widzimy świat z jego perspektywy, gdy porzuca kolejną posadę, kupuje drogą whisky i dokucza siostrze. Wreszcie wuj załatwia mu pracę w fabryce konserw. Tutaj pojawiają się kolejne upokorzenia, wszechogarniający smród ryb, ale i stałe dochody. Inni pracownicy wyśmiewają się z Arturo – wielkiego pisarza. Początkowo ten udaje, że zbiera materiały do książki o amerykańskiej rzeczywistości, stara się odróżnić od pozostałych pracowników, którzy tyrają po to, by zapewnić byt swoim rodzinom, nie mając żadnych ambicji i aspiracji. Smród ryb wydawał się nie do zniesienia, całe ubranie nim przesiąkało. Arturo zdecydowanie nie pasował do takiej pracy:

„Shorty się roześmiał. Klepał mnie po plecach i ryczał ze śmiechu. Potem inni też zaczęli się śmiać. Szef się z czegoś śmiał, to oni też. Ogarnęła mnie wściekłość. Kobiety odrywały wzrok od pracy, by zobaczyć, co się dzieje, i wybuchały śmiechem. Ale ubaw! W dodatku w godzinach pracy! Patrzcie, jak szef się śmieje! Coś się dzieje. To my też się pośmiejemy. W pomieszczeniu do patroszenia ryb przerwano pracę. Wszyscy się śmiali. Wszyscy oprócz Arturo Bandiniego.”

Jestem pisarzem

Nie mogło to jednak trwać długo. Arturo rzuca pracę i zaczyna pisać swoją powieść. Jest przekonany o jej cudowności. Gdy tekst dostaje się w ręce nawiedzonej religijnie siostry, ta wyśmiewa dzieło Arturo. Po jakimś czasie również sam autor traci pewność co do genialności swojej powieści.

„- Najokropniejsza, najpotworniejsza, najbardziej wariacka, najdurniejsza książka na świecie! Jest tak zła, że nie mogłam nawet jej czytać.”

„Ta książka nie była dobra. Zdawała się jakaś taka rozwlekła, za dużo w niej było słów. Okazała się wręcz niestrawna. Miała być świetna, ale taka mi nie wyszła. Była denna. Gorzej, kompletna chała.”

Arturo przeżywa też miłosne rozterki. Największą miłością pała do kobiet z kolorowych czasopism. To trudna miłość. Lądują wreszcie w koszu, ale czy na zawsze? I chociaż mamy opisy niezwykle uczuciowe, to szybko patos zostaje przełamany.

„Znajdę ją, choćbym miał szukać w nieskończoność. Słyszysz? W nieskończoność, wiecznie. Do późnej starości będę stał tutaj, szukając tajemniczego znaku mojej miłości. Inni mnie nie zniechęcą. Teraz zaczynam: całe życie czy minuta, jakie to ma znaczenie?

Znalazłem ją po niecałych dwóch minutach.”

Arturo Bandini nie może tworzyć w otoczeniu smrodu fabryki konserw i kobiet, które otępiają jego umysł. Wreszcie wpada na pomysł, by odejść.

„Nie sposób pisać w tym domu wariatów. Sztuka nie może się wynurzyć z takiego chaosu głupoty. Piękna proza wymaga cichego, spokojnego otoczenia. Może nawet sączącej się dyskretnie muzyki. Nic dziwnego! Nic dziwnego!”

„Zacząłem pisać. Jednak po kilku minutach byłem zniesmaczony. Przebrałem się i spakowałem walizkę. Potrzebowałem zmiany otoczenia. Wielki pisarz potrzebuje urozmaicenia. Gdy skończyłem pakowanie, usiadłem i napisałem pożegnalny list do matki.”

Czas uciekać

Czasami trzeba po prostu uciec, wybrać swoją drogę.

„Z walizką w ręku poszedłem na dworzec. Za dziesięć minut odchodził nocny pociąg do Los Angeles. Usiadłem i zacząłem myśleć o nowej powieści”.

John Fante
„Droga do Los Angeles”
Przełożyła Magdalena Koziej
Wydawnictwo: Burda Publishing Polska