Na miłości. Czy trzeba ją rozumieć? Nie ma na to odpowiedzi albo jest ich tyle…

Miłość do dziecka jest bezwarunkowa, podobnie jak naturalny strach o nie. Niestety w ekstremalnej sytuacji, jaką jest rozwód, zapomina się o kimś, czyje dobro powinno być na pierwszym miejscu. O dziecku. Gdy sięgałam po książkę pt. „Nie kłóćcie się”, nie wiedziałam, że dotyczy ona stricte tematu rozwodu. Przyznam, że była to dla mnie trudna lektura, budziła trochę sprzeciwu, by potem uderzyć w najczulsze matczyne punkty. Czy warto ją przeczytać? Zdecydujcie sami.

Między nami kobietami

Książka od wydawnictwa SENSUS ma charakter rozmowy prowadzonej między Sędzią Anną Marią Wesołowską a Agnieszką Wojciechowską – pedagogiem, specjalistką od profilaktyki uzależnień. Początkowo nie zwróciłam na to uwagi, gdy później się zorientowałam, byłam nieco sceptycznie nastawiona, pamiętając reality show ze słynną sędzią w roli głównej. Postanowiłam jednak odrzucić ten telewizyjny wizerunek i wczytać się w słowa. Trochę się zdziwiłam, ponieważ na początku rozmowa dotyczy głównie pojęcia miłości i relacji międzyludzkich. Widzimy to wszystko z dwóch perspektyw naszych bohaterek i konfrontujemy z własnymi przekonaniami.

„Tylko czy miłość trzeba rozumieć? Przecież to najpiękniejsze uczucie, które zostało nam dane. Można je przeżywać na tysiące sposobów. Inaczej kocha się rodziców, partnera, dziecko, a nawet psa czy kota”.

Zasady a praktyka

Sędzia Anna Maria Wesołowska podaje sporo przykładów ze swojej zawodowej praktyki, skupiając się przede wszystkim na dziecku, o którym w rozwodowej batalii często się zapomina, dzieląc majątek i skupiając się na własnej złości i żalu. Z perspektywy swoich doświadczeń i życiowych przekonań, uważa, że zawsze należy robić wszystko, by małżeństwo ocalić, jeśli są w nim dzieci. Według Anny Marii Wesołowskiej dziecko w „rozbitej” rodzinie zawsze będzie cierpieć, a twierdzenie: „szczęśliwy rodzic, to szczęśliwe dziecko” uważa za przereklamowane. To wszystko pięknie brzmi. A jednak co trzecia para w Polsce się rozwodzi. Czy jest tak, jak uważa sędzia, że dzieje się to z błahego powodu „niezgodności charakterów”?

„Z perspektywy czasu myślę, że popełniałam błędy. Podstawowym był wieczny brak czasu i nadopiekuńczość. Dzieci powinny mieć szanse na samodzielne pokonywanie trudności, na popełnianie błędów, a tym samym na zdobywanie doświadczeń. Dzisiaj to rozumiem, że stajemy się silni, gdy musimy o coś walczyć”.

Nie ma

„Nie ma nowego życia po rozwodzie. Jest to, które jest” – druga część książki bardziej już dotyczy tego, jak ułożyć swoje myśli w głowie, gdy jednak doszło do rozpadu związku. Agnieszka Wojciechowska przytacza swoje własne doświadczenia i refleksje – już z perspektywy czasu. Bardzo poruszające są słowa, w którym mówi, że mając trzydzieści lat myślała, że jej życie już się skończyło i nikogo nigdy nie spotka. Dopiero, gdy pogodziła się sama ze sobą i swoją samotnością, życie się odmieniło. Ale ślad pozostał na zawsze: „Czy zawsze ten niepokój, złość, irytacja, lęk będą towarzyszyły mnie, a w konsekwencji również mojej rodzinie?”.

„Zapominamy, że w życiu nic nie jest pewne, niczego nie powinniśmy oczekiwać ze stuprocentową gwarancją wykonania, a to, co czeka na nas za rogiem, nie zawsze przypadnie nam do gustu”.

„No tak, tylko co stanowi o granicy, sile i uporze działań, które podejmujemy tylko po to, żeby coś trwało?”.

„Myślę, że polubienie siebie i świadomość, że to moje życie i chcę je dobrze przeżyć, może pomóc. Zawsze jest dobry czas, żeby o siebie powalczyć”.

„Nie wierzę w brak czasu. Zawsze jest czas na ten krótki błysk, na ten znak: jesteś dla mnie ważna”.