Nie jedyna, nie pierwsza, ale jakże niepowtarzalna i niesamowita.
Mam w sobie głód sztuki. Czasami tak mnie do niej ciągnie, że nie potrafię się powstrzymać. Tak było i tym razem. Wernisaż w nietypowej galerii i prace niczym wyjęte prosto z ulicy – nasyciły na chwilę moją pustkę. Ale miałam jeszcze książkę. Wyjątkowa publikacja od wydawnictwa ARKADY – „Street art Polska”, a w środku – również szczecińscy artyści opowiadający o swojej sztuce. O takiej sztuce, którą po prostu kocham. Całym swoim poharatanym sercem. A do tego autograf od Menelio.
Gdy profanum rodzi sacrum
Zazdroszczę autorowi – Pawłowi Kwiatkowskiemu – takiej podróży po stylach i światach artystów ulicznych. A najbardziej – rozmów z nimi. Moim największym lokalnym idolem był zawsze LUMP. W swoich pracach łączy estetykę wyjętą rodem z PRL-u i sentymentalne dziecięce wspomnienia, przenosząc to na obdarte mury, zniszczone blokowiska i miejsca, w których lepiej nie zapuszczać się po zmroku. Ale kim w ogóle jest LUMP? Człowiek – widmo? Artysta, który wpisał się do owej książki, którą udało mi się dostać, zanim on otrzymał swój egzemplarz? Piotr Pauk skończył Akademię Sztuki w Poznaniu, jest wykładowcą w Szczecińskiej Akademii Sztuki, tworzy murale, instalacje przestrzenne i jest aktywistą. Menelio – bo tak też się zwie, znany jest z poczucia humoru i śmiałych zestawień, a jednocześnie z przenoszenia nas w czasie. Ciekawe w jego twórczości jest połączenie wspomnień z innowacyjną formą – jak chociażby billboard na muralu. Autor książki miał okazję odwiedzić pracownię Lumpa i zobaczyć słynną szczecińską galerię FREEDOM. Był pod wrażeniem tego miejsca, pamiątek, klimatu. Wcale mu się nie dziwię. To miejsce jest po prostu magiczne.
„Po kolei, tuż pod nosem policji, wjeżdżali na podnośniku na górę i wpisywali swoje tagi – te same, którymi przecież popisali całe miasto. I to było czyste graffiti na betonie. A historia o przemijaniu stała się jedynie dopełnieniem”.
To tylko/aż chwila
Prace Lumpa możecie podziwiać jednak nie tylko w mieście, ale także chociażby w teledyskach Łony. A w książce od wydawnictwa ARKADY znajdziecie oczywiście znacznie więcej cudownie utalentowanych grafficiarzy, których po prostu TRZEBA znać. Zachwycą Was ich prace, dobór kolorów, kompozycja, kreatywność i przede wszystkim – ta adrenalina. To uzależniające. Zapewniam. Been there, done that.
Ile żyje graffiti? Niektóre dłużej, inne znacznie krócej. To słodko-gorzka historia o przemijaniu, w którą wtajemniczeni są tylko nieliczni. Cudownie móc zanurzyć się w świecie tej sztuki i całkowicie zapomnieć o wszystkim. Dostać życiowej amnezji i tylko chłonąć. Jedynie BYĆ. Street art – moja miłość. Zdecydowanie.
„Aby spotkać się z najwybitniejszymi artystami streetartowymi, przejechałem wzdłuż i wszerz całą Polskę, a nawet kawałek Niemiec. Tylko po to, by się dowiedzieć, że street art nie istnieje”.