Bohaterowie, których nie doceniamy tak jak powinniśmy.

Brat podarował mi “Strażaków”, więc musiałam przeczytać. A właściwie to bardzo chciałam. Chociaż preferuję literaturę piękną, to jakoś miałam dobre przeczucia co do tej książki. I oczywiście nie zawiodłam się. Ostrzegam tylko, że książka jest naprawdę momentami przerażająca. Zapewne to jednak tylko ułamek tego, z czym strażacy na co dzień się spotykają.

Wielkie tragedie

Książka Joanny i Rafała Pasztelańskich opisuje jedne z najbardziej głośnych akcji strażaków, z jakimi mieliśmy do czynienia. Słyszała o nich nie tylko cała Polska, ale i było o nich głośno za granicą. To zarówno wielkie pożary, jak i inne tragedie – powodzie, trzęsienie ziemi czy wybuch gazu. Wszystkie takie wydarzenia wymagają interwencji dzielnych strażaków. Zazwyczaj to właśnie oni są na miejscu jako pierwsi.

Z opisanych wydarzeń pamiętałam powódź we Wrocławiu, zawalenie się hali w Katowicach oraz wypadek kolejowy pod Szczekocinami. Przy każdej tragedii mamy bardzo dobrze skonstruowany opis sytuacji, ale także wskazanie przyczyn wydarzenia oraz podsumowanie, w którym często odpowiedzialne osoby otrzymują karę za swoje przewinienia, dzięki temu można się dokładnie dowiedzieć, jak cała historia się zakończyła.

Brutalna rzeczywistość

To, co widzą oczy strażaka wielu z nas chciałoby wymazać z pamięci. Strażakom również nie jest łatwo. Szczątki ciał, palące się ofiary, ciała wokół kraty, przez którą nie można się wydostać, niemalże wrośnięte w drzewo… a nie zawsze przecież strażacy mieli dostęp do odpowiedniej pomocy psychologicznej.

“Mówią, że najgorsze było, jak poparzeni błąkali się bez świadomości. Niektórzy na skraju świadomości ruszali na pogotowie. Sami. Strażacy polewali ich wodą po drodze, a oni szli. Jak zombie”.

Przerażający jest też obraz powodzi z 1997 roku. Wprawdzie były ostrzeżenia, ale zostały zbagatelizowane. Nie można było wylać wody na pola, bo przecież szkoda było upraw. Ludzie nie chcieli opuszczać swoich domów, wierzyli, że nic im się nie stanie. Potem strażacy musieli ich ratować. Ale oczywiście i w takiej tragicznej sytuacji zdarzały się kradzieże mienia z opuszczonych domostw, a także wycieczki kajakiem po alkohol do monopolowego!

Obraz brutalnej rzeczywistości dopełniają braki i problemy ze sprzętem, organizacją czy odpowiednimi szkoleniami, np. jeśli chodziło o segregowanie ofiar.

“Niektóre zwęglone, zmielone, bez głowy, bez kończyn. Razem z kolegami musieli wskazywać je policji, oznaczać karteczkami”.

Wielkie niebezpieczeństwo

Niemal przy każdej akcji, na jaką wyruszają, ryzykują swoje zdrowie i życie. Pokonanie żywiołu nie jest wcale proste.

“Tym samym palące się kule igliwia mogły przemieszczać się na odległość do 900 metrów. Jak wykazały analizy modelowe, prędkość pożaru sięgała tym samym, 3,9 km/h, to właśnie wtedy ogień najbardziej zaskoczył strażaków i wtedy też zginęło dwóch z nich. Temperatura pożaru dochodziła do 900-1000 stopni Celsjusza”.

W książce mamy także przytoczone relacje samych strażaków, którzy brali udział w akcjach ratowniczych. Przyznają, że można się nauczyć pokory wobec ognia czy każdego innego żywiołu. Gdy ruszają do akcji, kieruje nimi adrenalina, skupiają się na tym, co mają zrobić. Nie można za dużo myśleć, bo można byłoby zwariować. Zdarzały się jednak przypadki, że po wielkiej tragedii, niektórzy nie byli już w stanie wyjechać do pożaru.

USAR do zadań specjalnych

Zwieńczeniem opowieści o nieustraszonych strażakach jest rozdział o jednostce specjalnej USAR. Tutaj mamy do czynienia z opisem akcji międzynarodowych, w których nasi strażacy biorą udział. Nie można też zapomnieć o dzielnych strażakach na czterech łapach. Wyszkolenie psów wymaga sporo czasu i umiejętności, ale są one bardzo przydatne np. w odnajdywaniu ciał, zwłaszcza w sytuacjach, gdy technika zawodzi.

“Strażacy” to książka, którą warto odkryć. Myślę, że jest to pozycja dla każdego, nawet dla osób, które nie mają w rodzinie strażaków. Warto przekonać się, jak wygląda ich praca i jak wiele dla nas ryzykują.

Joanna i Rafał Pasztelańscy
“Strażacy”
Wydawnictwo Znak