Nie mam w domu zbyt wiele różowych rzeczy. Czasami są to jedynie różowe słomki, gdy nie można kupić samych zielonych.

A jednak na mojej półce pojawiła się różowa książka. Haruki Murakami „Norwegian Wood”.

Wielkie pięć minut Murakamiego już minęło. Pamiętam, jak wszędzie widziałam jego książki. Ogromna liczba książek i spore ceny. Nie ciągnęło mnie do tego autora. W zeszłym roku na Targach Książki w Warszawie moja przyjaciółka trafiła na kieszonkowe wydanie „Norwegian Wood”. Postanowiłam też wziąć. Dziewczyna, która bierze Nabokova i Rotha nie może się przecież mylić. I ona, i ja spotkałyśmy się z Murakamim po raz pierwszy.

Magia i rozczarowanie

„- Myślę, że cię jeszcze tak naprawdę nie rozumiem. Nie jestem zbyt bystry, potrzebuję trochę czasu, aby pojąć pewne rzeczy. Ale jeżeli tylko będę miał czas, wszystko dokładnie przemyślę i wtedy nikt na świecie nie będzie cię tak dobrze rozumiał jak ja”.

Gdy zaczynałam czytać, byłam zaczarowana. Podobał mi się język, poetyckie opisy i nieco inna od europejskiej rzeczywistość, w której zostali osadzeni bohaterowie. Zachwycałam się słowami, czytało się szybko, bez problemów, bardzo gładko. Za gładko. Treść okazała się płaska. W pewnym momencie zaczęłam się nudzić. Wiedziałam, że Naoko popełni samobójstwo i nie byłam nawet ciekawa, w jaki sposób to się stanie. Watanabe przestał mnie interesować. Chociaż pojawiały się ewidentne nawiązania do „Buszującego w zbożu”, Murakami moim zdaniem nie może się równać z Salingerem.

Trudne relacje

Watanabe podkreślał, że jest „zwykły”, nijaki”, nie ma zbyt wielu pragnień. Uwikłany był za to w trójkąty relacji z innymi bohaterami. Najpierw z Kizukim i jego dziewczyną Naoko. Kizuki popełnił samobójstwo, z Naoko łączyła go dziwna więź, to nie był zwykły związek, bardziej braterstwo dusz. Po jego śmierci nic już nie było takie samo i oczywiste było dążenie Naoko do śmierci. Kolejny trójkąt to Watanabe – Naoko – Midori i Watanabe – Naoko – Reiko (bardzo podoba mi się brzmienie japońskich imion).

„ – Ostatnio ciągle tak jest. Staram się coś powiedzieć, ale do głowy przychodzą mi tylko nieodpowiednie słowa albo całkowicie różne od tych, które mam na myśli. Próbuję sama siebie poprawić, lecz wychodzi tylko gorzej. Tracę wątek. Tak jakbym była rozszczepiona na dwie i sama ze sobą bawiła się w berka. Pośrodku jest wielki słup i gonimy się wokół niego. Tamta druga ja zawsze zna właściwe słowa, lecz ta ja nigdy nie może tej drugiej złapać”.

Opowieść o dojrzewaniu i trudnych momentach, z którymi bohaterowie radzą sobie każdy na swój sposób. Naoko ma depresję, młodzi ludzie w pewnym momencie postanawiają odebrać sobie życie. Watanabe też nie czuje się najlepiej. Ucieczką od rzeczywistości jest „sanatorium”, w którym przebywa Naoko. To jakby równoległy, odległy świat, całkowicie odcięty od tego, co się dzieje na zewnątrz. Gdy czytałam, miałam wrażenie, że oglądam mangę, aczkolwiek bardzo łagodną. Chociaż relacje międzyludzkie wydawały się dość zawikłane, to jednocześnie dość powierzchowne.

„Czasami zdaje mi się, że zostałem woźnym w muzeum. Pustym muzeum, którego nikt nie odwiedza i którego pilnuję tylko sam dla siebie”.

Wizerunek Japonii

Zdaje się, że Murakami chciał pokazać nowoczesną Japonię. Nie znajdziemy tu stereotypowych wyobrażeń o kraju pachnącej wiśni. Bohaterowie grają „Norwegian Wood” The Beatles, a akcja powieści równie dobrze mogłaby się rozgrywać w jakimkolwiek europejskim kraju.

„ – Kiedy słucham tej piosenki, czasem robi mi się strasznie smutno. Nie wiadomo, czemu czuję się, jakbym błądziła w wielkim lesie (…)”.

„Norwegian Wood” to książka z 1987 roku – wtedy się urodziłam. Z tego też powodu różowa okładka zostanie na mojej półce. Czy sięgnę jeszcze po Murakamiego? Nie spodziewam się cudów, ale myślę, że przeczytam trylogię „1Q84” – ewidentne nawiązanie do mistrza George’a Orwella.

 

Haruki Murakami
„Norwegian Wood”
Przełożyły z japońskiego Dorota Marczewska i Anna Zielińska-Elliott
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA