Tokio wciąga czytelnika w swoje ulice. Ścigamy uciekającego kota.
Czerń miasta góruje nad czerwienią okładki. Dumnie i całkowicie spokojnie spogląda na nie kot. Nick Bradley zabiera nas w podróż po Tokio, opowiadając o samotności, stracie i nadziei. Wydawnictwo ZNAK ma dla nas tego przedwiośnia do zaoferowania wyjątkową książkę – nie tylko dla miłośników japońskiej literatury. Znakomita perełka literacka.
Fabuła rysowana piórkiem
Nie jestem wielką miłośniczką literatury japońskiej, ale gdy już na nią trafiam, zawsze zachwycam się delikatnością, z jaką odrysowana jest fabuła. Nick Bradley przedstawia nam miasto, w którym bohaterowie się gubią, przeżywają swoje dramaty i szukają swojej prawdy. Mikrohistorie, w które wchodzi czytelnik, łączą się w całość za pośrednictwem nie tylko samego miejsca, ale także pewnego bohatera. Wszędzie pojawia się tajemniczy kot, który przybiera rozmaite formy – jest niczym woda zmieniająca swoją strukturę. Pojawia się na tatuażu, by w tajemniczych okolicznościach z niego uciec i doprowadzić artystę do prawdziwego szaleństwa. Wędruje uliczkami, zmienia ludzi, płata im figle. I chociaż na pozór poszczególne historie nie mają ze sobą nic wspólnego, to płynnie ze sobą współgrają.
„Mijają tygodnie. Pracuję spokojnie i powoli. Bez żadnych przerw. Praca jest tym, co kocham”.
Wyraźnie nakreśleni bohaterowie
Wielką sztuką jest za pomocą kilku rys pokazać wyrazistego bohatera – i w tej książce znakomicie się to udało. Poznajemy dziewczynę, która przyszła sobiez robić tatuaż. Wydaje się, że to zwykła historia, ale sam incydent wiele o niej mówi. Narrator krok po kroku odkrywa nam kolejne karty, by wprowadzić nas w coraz bardziej mroczne rejony. Podążamy za innymi bohaterami do biednych dzielnic, poznajemy historie utraty rodziny i zatracenia się w nałogu. Mamy też pracoholików, rzucanie się na tory i wykorzystywanie seksualne. Bardzo ciekawy jest rozdział przedstawiony w formie komiksu. Pewnego mężczyznę odwiedza dzieciak, który staje przed trudnymi wyborami – nie chce chodzić do szkoły. Wizyty u sąsiada pogrążonego w marazmie, sprawiają, że młody człowiek odkrywa swój talent i wkracza na ścieżkę rozwoju, a nie upadku. Całość jest bardzo pomysłowa, z głębokim przesłaniem, ale nie patetyczna. Uwielbiam taki sposób pisania.
„Natychmiast przychodziło jej do głowy jedno z jej ulubionych japońskich słów – tsundoku – które w angielskim przekładzie wymagało całego zdania: kupowanie książek i ustawianie ich na półkach bez przeczytania”.
Delikatna jak Japonia
Tokio nie jest jednoznaczne. Zachwyca nowoczesnością, przytłacza prędkością i sprawia, że można zatracić się w obowiązkach. W tym wszystkim nasi bohaterowie szukają bliskości, układają relacje z drugim człowiekiem i odkrywają przed nami swoją samotność. Czytelnik, niczym tytułowy kot, obserwuje ich zmagania, przygląda się bystrymi oczami, by za chwilę znów odejść do swoich spraw.