Czy niemowlę może samo odkrywać smaki i wybierać to, co jest mu potrzebne. Oczywiście. Teoria BLW ma na to całe mnóstwo dowodów.
Niepozorna książeczka o diecie niemowlęcia przywędrowała do mnie jako wygrana w konkursie wydawnictwa MAMANIA. Uwielbiam to wydawnictwo, chyba każda publikacja wydana pod tym szyldem jest hitem dla dzieci i rodziców. Książka „Bobas lubi wybór” zainteresowała mnie szczególnie mocno, ponieważ już niedługo i nas to czeka. Nie miałam zielonego pojęcia o rozszerzaniu diety niemowlęcia. Dobrze więc, że ta publikacja trafiła w moje ręce.
Omijając papki
Chyba tak, jak większość osób, rozszerzanie diety wyobrażałam sobie jako karmienie dziecka papką z marchewki albo jabłka. Nie wiedziałam, że można inaczej, dlatego dziękuję losowi, że książka o BLW pojawiła się w moim domu. Dzięki niej, dowiedziałam się, że można zupełnie inaczej. Nie trzeba wmuszać w dziecko jedzenia papek, których sama w życiu też bym nie zjadła (a próbowałam po wyrwaniu ósemki). Zgodnie z zasadami diety BLW, pomija się etap karmienia łyżeczką, nie przygotowuje się papek, a za to podaje dziecku takie produkty, jakimi są w rzeczywistości. Szok, prawda?
Różyczka brokuła, cząstka gruszki, kęs mięsa
A jeśliby podać dziecku na talerzu czy podkładce po prostu ugotowane na parze różyczki brokułów? Można też pokroić marchewkę w słupki, podsunąć cząstkę gruszki i udko gotowanego kurczaka. Niech dziecko samo wybiera, próbuje i odkrywa świat. Najpierw swoimi dłońmi, w których zaciska jedzenie. Potem wsadza je do buzi i wcale nie musi jeść. W początkowym etapie, po prostu poznaje, może wysysać soki z mięsa i świetnie się przy tym bawić. Bez nerwów, wypluwania i odrażających papek. Takie proste? Oczywiście jest i bałagan, ale tym nie trzeba się przejmować.
Rodzina przy stole
Bardzo przypadł mi do gustu model rodzinnego spożywania posiłków. Nie wmuszamy w dziecko jedzenia, kiedy sami nie jemy. Wspólnie zasiadamy do stołu, dziecko naśladuje rodziców – i chociaż na początku jedynie bawi się jedzeniem – wkrótce pewnie spróbuje naprawdę coś zjeść i doskonale sobie z tym poradzi. Na początku i tak głównym pożywieniem niemowlęcia jest mleko, więc jeśli nie zje podanych przysmaków, nie ma się czym przejmować. Najważniejszy jest czas spędzony razem, wspólne poznawanie smaków, dlatego na talerzach rodziców powinny znajdować się te same zdrowe produkty. Dziecko może siedzieć w krzesełku do karmienia, ale można je też wziąć na kolana – niech je z naszego talerza. To przecież żadna zbrodnia. Niech to będzie zabawa w poznawanie świata.
Najtrudniejsze zadanie – zaufanie
Chociaż już słyszałam „dobre rady”, że można zacząć rozszerzanie diety niemowlęcia od 4 miesiąca życia, wolę poczekać. Instynktownie nie sądzę, by był to dobry moment. Z książki dowiedziałam się, że początek tej przygody to szósty miesiąc, mniej więcej. Dziecko musi siedzieć prosto, by jedzenie było bezpieczne i komfortowe. Co w tym wszystkim jest najtrudniejsze? Myślę, że wcale nie to, że mamy bałagan – przy dziecku to norma i już dawno przestałam się tym przejmować. Zamiast nieustannie dbać o sterylny porządek, wolę się z nią po prostu pobawić. Najtrudniejsze jest zaufanie do dziecka. A przecież ono najlepiej wie, jakich składników potrzebuje, kiedy jest głodne, a kiedy nie. Mam nadzieję, że uda mi się zaufać mojej córce. Chcę pokazać jej, że jedzenie może być zabawą, przyjemnością, ale niech sama o sobie decyduje. Tak, zdecydowanie dieta BLW mnie przekonała.
Kompendium wiedzy
Polecam Wam książkę „Bobas lubi wybór”. To solidne kompendium wiedzy. Możecie się z niego dowiedzieć nie tylko tego, na czym dokładnie dieta polega, ale także tego, jak w ogóle zacząć, jak działa organizm niemowlęcia i w jaki sposób się rozwija. To wiedza, która poszerza horyzonty i nawet jeśli nie zdecydujecie się na taki styl odżywiania, to warto wzbogacić sobie informacje dotyczące rozwoju dziecka.