Będzie dobrze. Musi być. W takich opowieściach zawsze wszystko dobrze się kończy. Marzę czasami, by tak samo było w życiu.
Ale normalnie nic się dobrze nie kończy. Raz jest lepiej, raz gorzej. Dlatego czasami lubię schować się w miłej i przyjemnej książce, na przykład takiej od Czwartej Strony. Wiadomo, że nic złego mnie w niej nie spotka – a jeśli nawet – wyjdzie mi to na dobre. I taka jest właśnie najnowsza powieść Sylwii Trojanowskiej „Powiedz mi, jak będzie”.
Habent sua fata libelli
Każda książka ma swoje przeznaczenie. „Powiedz mi, jak będzie” została napisana w Szczecinie, wydana w Poznaniu i trafiła w moje recenzenckie ręce z powrotem do Szczecina. Odbyła zatem długą podróż – na szczęście kwarantanna jej nie objęła. Mimo poznańskiej wędrówki, jest to opowieść o mieszkańcach mojego miasta. Miło wędrowało się z bohaterami po znanych okolicach nie tylko samego Szczecina, ale i jego pobliskich miejscowości. Czułam się jak u siebie. Dobrze i miło – i tego właśnie potrzebowałam.
Trzy historie, różne problemy
Książka podzielona jest na historie trzech osób: Wojciecha, Kingi i Aleksandry. Każda z postaci ma swój własny bagaż doświadczeń, sporo cierpienia na koncie, ale i cudowne chwile, które potrafią docenić. Poszukują szczęścia tak, jak każdy z nas, choć nie zawsze droga do tego celu jest taka prosta. Wojciech to rozwodnik, który spotyka na swojej drodze piękną i spontaniczną dziewczynę, w której szybko się zakochuje. Tworzą rodzinę, mają piękną córkę, ale jak się okazuje – nic nie trwa wiecznie. Kinga to lekarka, zakochana w intrygującym mężczyźnie. Niestety, kryje on wielką tajemnicę, po której odkryciu, świat dziewczyny w sekundę się zawala. Aleksandra ma na swoim koncie wiele cierpienia. Chociaż bardzo pragnie dziecka, kolejne ciąże kończą się poronieniami. Wszyscy na swój sposób próbują sobie jakoś poradzić – i choć każdy z bohaterów jest inny, wkrótce stanie się coś, co ich połączy.
Coś się kończy, coś zaczyna
Tragiczne wydarzenie łączy losy trójki bohaterów i sprawia, że ich życie zaczyna się zmieniać. Jak to zawsze bywa – bo tragicznym przeżyciu – człowiek zmienia swoje priorytety i zaczyna dostrzegać nowe możliwości. Chociaż wydaje się to niemożliwe, zawsze jest jakieś „będzie dobrze”. I może właśnie tego warto się trzymać.