Związek. Małżeństwo. Miłość.
Książek o końcu związku jest chyba dość dużo. Najlepsza, jaką zdarzyło mi się przeczytać, to oczywiście „Oto jestem” Foera. Jak to się właściwie dzieje? Osoba, którą się kochało, nagle staje się obojętna? Na pewno nie „nagle”. Wszystko trwa. Powolny proces wypalania się uczucia, aż do obojętności. A później do uświadomienia sobie, że to naprawdę koniec. Rozpadło się. Nie ma powrotu. I właśnie o takich bliskich, ale bardzo skomplikowanych relacjach jest znakomita książka Petry Soukupovej „Sprawy, na które przyszedł czas” od wydawnictwa Afera.
Zacznijmy od początku…
Alice i Richard to para jedna z wielu. Poznają się, tworzą związek i przechodzą przez poszczególne etapy: wspólne mieszkanie, małżeństwo, dwoje dzieci – siedemnaście lat razem. W tym czasie wiele się dzieje. Od wzajemnej fascynacji przechodzą do drobnych złośliwości. Coraz bardziej się od siebie oddalają, nie rozumieją się, mają inne pasje i zajęcia. Coraz częściej uciekają – w pracę, w inne znajomości, w samotność. Ich związek podglądamy w wielu drobnych, codziennych czynnościach. Właściwie nic tragicznego się nie dzieje, ale doskonale wiemy, że tych dwoje nie ma już żadnej wspólnej przyszłości. Ich górska wędrówka ma metaforyczny charakter. Obydwoje muszą dokonać wyboru. Alice wreszcie chce iść sama, powoli, wygodnie. Waha się jednak, gdy ma zdecydować, czy sama zje posiłek. Okazuje się, że Richard takich wątpliwości nie miał.
„Ale teraz w ogóle nie myśli, nie zastanawia się, wszystko dzieje się naturalnie, jakby znali się całe życie”.
Nie ma nadziei?
W końcu dochodzi do zdrady. Richard początkowo odczuwa euforię i jest zachwycony młodą, swobodną, naturalną dziewczyną. Potem okazuje się jednak, że opuszczenie domu nie jest takie proste. Dzieci go nienawidzą. Alice jest zrozpaczona, gotuje coraz więcej i pije też coraz więcej. Z nową partnerką Richardowi też nie układa się zbyt pomyślnie. Po fali czułości, przychodzą już pewne oczekiwania i szara rzeczywistość. Gdy na chwilę jeszcze siada, tak jak dawniej, przy wspólnym stole, i nikt nie narzeka, czuje się jak w domu, ale wie, że nie ma powrotu. Stracili wszystko.
„Richardowi przebiega przez myśl, że chyba naprawdę spieprzył wszystko po całości”.