Może już tak przywykłyśmy do tego, że mężczyźni nami rządzą, że już tego nie widzimy. A może nie.

„Manifestacja religijności to przejaw wolności, manifestacja niewiary – arogancja i agresja”.

„Piekło kobiet” to sytuacja, którą opisywał już Tadeusz Boy-Żeleński. Dziś niestety dramat Polek powraca ze zdwojoną siłą. Nie możemy już nawet decydować o swoim ciele. Ale od wieków wiadomo przecież, że ten, kto kontroluje prokreację, ma największą władzę. W Polsce jest to kościół katolicki. Między innymi o tym jest książka Joanny Podgórskiej „Spróchniały krzyż”. I chociaż trudno mi podzielić entuzjazm autorki, że cokolwiek się w tej kwestii zmieni, mam nadzieję, że akurat w tym przypadku, po prostu się mylę. Poznajcie tę wartościową analizę naszej rzeczywistości, wydaną przez Wielką Literę.

Ani antykoncepcja, ani aborcja

Wszędzie chyba się dziwią, jak pokazuje nam autorka książki, co to za kraj, ta Polska. Niby w Europie, a jednak… no właśnie… jesteśmy chyba jedynym europejskim krajem, w którym nie ma dopłat do antykoncepcji, potępiana jest niemal tak jak morderstwo, a przy okazji – zakazuje nam się również decydować o swoim ciele w kwestii usunięcia ciąży. Bez recepty nie można nawet kupić tabletki „dzień po”, bo przecież już ta straszna kobieta morduje dziecko (tak naprawdę jeszcze go nie ma, ale kto by się zagłębiał w szczegóły). Lekarze z innych krajów uśmiechają się z niedowierzaniem, gdy słyszą, że w Polsce lekarz może nie wypisać recepty ze względów religijnych. Oto Polska właśnie.

„Krzyże wiszą w instytucjach państwowych. Uroczystości państwowe mają religijną oprawę. Państwowe firmy i urzędy organizują branżowe pielgrzymki. Ksiądz z kropidłem jest postacią niezbędną przy otwarciu jakiegokolwiek nowego obiektu. Państwo opłaca etaty kapelanów w szpitalach, w skarbówce, we wszystkich służbach mundurowych: wojsku, policji, straży granicznej i więziennej”.

Knebel dla języka

Joanna Podgórska doskonale pokazuje, w jaki sposób kościół uzależnia od siebie władzę (obecnie jest to już jakiś totalny absurd), używając języka pełnego niedopowiedzeń i abstraktów, nie można z tymi tezami dyskutować, dzięki temu „knebel jest skuteczny”. A zaczyna się już od dzieciństwa i edukacji. Jak wskazuje autorka: „Przeciętny polski uczeń w całym cyklu edukacyjnym ma mniej więcej po 160 godzin biologii, fizyki czy chemii i blisko 860 godzin katechezy”. Statystyki mówią same za siebie. I może nic bym do tego nie miała, gdyby w głowie nie huczał mi ten temat z religii: „Kto pochodzi od małpy, a kto od Adama i Ewy?”. Nie wierzę.

„W jednej z warszawskich podstawówek katechetka dopiero za osiemnaście grzechów stawiała szóstkę”.

Prognoza na przyszłość?

Kościół się zmienia, ale kościół w Polsce – niekoniecznie. Sprzymierzeńców szukano już w narodowcach, bo jednak okazuje się, że pokolenie JP2 nie spełniło pokładanych w nich nadziei. Jak to będzie? Autorka uważa, że zmiany są nieuchronne, że ten krzyż już próchnieje. Masowy odwrót od kościoła rozpoczyna się po bierzmowaniu, gdy młodzi ludzie mogą już podejmować samodzielne decyzje. Pamiętam, że ja sama też właśnie wtedy przestałam chodzić do kościoła. Chociaż niektórzy nadal wierzą, że: „Polska może pozostać odporną na wpływy świata wyspą, obmodloną, opasaną różańcem i zasiekami z biskupich pastorałów”. To, co się obecnie dzieje, jest przerażające. Powraca „piekło kobiet” i nienawiść do drugiego człowieka. Zawsze musiał być jakiś wróg, a obecnie jest nim „gender”. Żyjemy w świecie znacznie bardziej okrutnym niż ten, który stworzył Zamiatin, Orwell czy Huxley. Ale może jest jakaś nadzieja, może tkwi ona właśnie w zbuntowanych kobietach? Może jednak nam się uda?

„Aż w ostatnim pokoleniu coś się zacięło. Nastąpił cichy przełom. 64 procent młodych kobiet deklaruje, że matki wspierały je w rozwoju osobistych pasji i planów zawodowych” (…). Nowa matka Polka przerwała generacyjny łańcuch samopoświęcenia i wychowała córkę na niezależną kobietę”.

Ku refleksji

„Spróchniały krzyż” to książka, której chyba nie da się czytać bez emocji. Od razu pojawia się bunt i poczucie niezgody na to, co się dzieje w naszym kraju. I chociaż staram się trzymać z daleka od tych absurdów, to oczywiście widzę co się dzieje. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, z czego wynikają takie czy inne zakazy, dlatego polecam przeczytać tę publikację od Wielkiej Litery. Poznacie związki między Państwem i kościołem, i będziecie mogli dotrzeć do źródeł nienawiści. To naprawdę dobra książka. I wcale nie jest napisana przeciwko katolikom, uzmysławia po prostu, jakie mechanizmy rządzą naszym krajem, i niestety – też nami. Na koniec jeszcze jeden cytat:

„Choć nikt przecież katolików do stosowania antykoncepcji nie zmusza, a geje nie domagają się, by ślubów udzielali im księża w kościołach. Chcą jedynie, by Kościół dał im święty spokój”.