Piotr Witwicki o Polsce zamiecionej pod dywan.

To doprawdy niezwykłe doznanie czytać książkę autora, którego wcześniej oglądało się w wiadomościach. Piotr Witwicki to obecnie jeden z najbardziej rzetelnych dziennikarzy. W swojej najnowszej książce „Znikająca Polska” pokazuje losy Włocławka – miasta odsuniętego poza margines, miasta zapomnianego i zostawionego samego sobie. Autor pokazuje, jaki wpływ miał postęp, wejście do Unii Europejskiej i rozkwit wolności, na życie zwykłych ludzi, którzy niekoniecznie mieli pomysł na to, jak żyć w tym nowym lepszym świecie.

Ile to ciało tu leży?

Historie opisywane przez Piotra Witwickiego przypominają te, o których nieustannie opowiadał mi mój mąż, gdy pracował jako dziennikarz lokalnych gazet. Pierwszy rozdział książki, w której mamy przedstawiony wstrząsający obraz zbrodni, przypomniał mi historię, gdy odkryto ciało człowieka z wiadomego środowiska, dopiero wtedy, gdy ktoś kupił zdezelowane mieszkanie po licytacji komorniczej. I tak właśnie zaczynamy, mocno i bezlitośnie. To są losy gorsze od śmierci. Zwykli ludzie, dla których nie ma żadnej nadziei na wyrwanie się z patologicznego środowiska. Szczególnie przejmujące są obrazy zrujnowanych zakładów pracy, które upadły wraz z PRL-em. Widzimy fabrykę celulozy i upadającą włocławską ceramikę, niegdyś słynną na cały kraj. A do tego jeszcze farby Nobiles – nawet jeszcze je pamiętam! I oczywiście włocławski Ursus. Co się stało z tymi pracownikami? Jak wyglądały ich losy? Niezbyt ciekawie. Ale ta książka pokazuje nam szarą rzeczywistość, a nie wyidealizowany świat, do którego przywykliśmy w reklamach i mediach społecznościowych.

„Tu spoczywa parasolnik ubogi. Wykonał normę i wyciągnął nogi”.

Historia człowieka

Szczególnie zapadła mi w pamięć historia ostatniego parasolnika. Jest naprawdę wzruszająca i niesamowita. Podobnie w przypadku włocławskiej ceramiki – niegdyś produkowana hurtowo w ogromnym zakładzie pracy, była towarem „dla ludu”. Dzisiaj stała się produktem wyjątkowym, deficytowym i… niezwykle cennym. Piotr Witwicki przygląda się tym wszystkim przemianom i pokazuje czytelnikowi także te negatywne i przemilczane aspekty transformacji. Bardzo ciekawa lektura, zwłaszcza dla mieszkańców małych miasteczek, którzy znają to z autopsji. I chociaż kiedyś chcieli uciec jak najdalej od prowincji, to teraz często z własnej woli na nią wracają.

„Nie chcą już eksperymentować. Potrzebują przewidywalności. Dobrze czują się w miejscu, w którym dorastali. Nie chcą się już z nim rozstawać”.