Odurzająca opowieść, która potrafi namieszać w głowie. Świetne pióro. Jazda bez trzymanki.

Wcześniej wiele o niej słyszałam. Wreszcie pojawiła się na mojej półce, wraz z innymi urodzinowymi prezentami. Czytałam opowiadania Twardocha, które uderzyły mnie swoją brutalnością. Czytałam „Wieloryby i ćmy”, które nie zrobiły na mnie wrażenia, dlatego „Morfina” mocno mnie zaskoczyła.

Kim jestem?

O czym jest ta powieść? Główny bohater to Konstanty Willeman, akcja rozgrywa się w okresie wojny. Konspiracja, walki o odzyskanie ojczyzny. Kostek ma żonę Helę, o której nie wypowiada się zbyt pozytywnie i synka, którym niewiele się zajmuje. Zniszczona Warszawa, klub Paradise, dziwki – jego Sala, z którą wstrzykują sobie morfinę i brak jedzenia. Ciągle nie ma kawy, chleba, nic nie ma. Głównym tematem powieści jest zdaje się poszukiwanie samego siebie. Towarzyszymy Konstantemu w tej podróży i staramy się odpowiedzieć na zasadnicze pytanie „Kim jestem?”. Nie udało się to żadnemu filozofowi, więc z góry jesteśmy skazani na porażkę. Wiadomo, do jakiego końca ta opowieść zmierza. Ale po kolei.

„Zgasło. Nic nie ma, ja jestem w środku ciemności, bez ciała, bez myśli żadnej, bez niczego, czysty ja, bierne ja, nieja, którego nie ma, nieja rozpuszczam się w ciemności jak kropla deszczu w oceanie. I nieja czuję, nie myśląc: dobrze jest niemi od niebycia, słodko jest niemi, ciepło jest, miękko jest, ciepło wilgocią rozkoszną jest, aksamitnie jest, białoskórnie matowo jest, Salome jest, a nie jest, bo niemnie nie ma, moje dłonie Sali na mojej własnej skórze, nieja jestem pusty w środku.

Nieja.

Nieja oczy otwieram. Oczy otwieram.

Ja otwarłem”.

Momenty przed przebudzeniem i odzyskaniem świadomości są magiczne. Umysł nie wie, gdzie się znajduje i kim jest. Może właśnie to jest jedna z najczystszych chwil naszego bycia?

„Myślę, że Hela życzy mi śmierci. Chciałaby zostać wdową w czerń spowitą, pielęgnować mój grób z krzyżem brzozowym, wychowywać Jureczka w przekonaniu, iż jego tatuś był dzielnym Polakiem…”

Zaplątany w sieć intryg

Morfinista, dziwkarz i oficer zostaje wreszcie wplątany w wielką akcję konspiracyjną. Pracuje dla dobra ojczyzny pod przykrywką. Często traci świadomość, nie zawsze wie, co jest prawdą, a co tylko jego urojeniem. Pojawiają się wprawdzie w jego umyśle przebłyski świadomości, obiecuje poprawę, chce przestać brać morfinę i być przykładnym ojcem i mężem. Doskonale jednak wiemy, że to niemożliwe. Może sam siebie oszukuje, a może naprawdę w to wierzy, przez chwilę? Wreszcie sięga po broń. Kombinuje, oszukuje, realizuje plan. Bierze udział w scenariuszu, który niekoniecznie jest jego. Powracają obrazy matki, historia jego ojca i dawnej ukochanej. Czy taki bohater może budzić sympatię czytelnika? Słyszymy nie tylko głos Konstantego, ale jeszcze kogoś.

„Ja odchodzę i już jestem z tobą, Konstanty, a ty jedziesz, obok Lotnika na postumencie, jedziesz pijany i nieomal potrąciłeś furmankę. Więc już Puławska, a na Puławskiej nawet ruch jak na wojnę, skręcasz w Madalińskiego i zatrzymujesz chevroleta tam, gdzie zawsze zatrzymywałeś olympię, i nagle pijanego ogarnia cię wściekłość, bezradna wściekłość.

– Oddajcie mi życie! Kurwy! – krzyczysz, waląc rękami w kierownicę chevroleta.

Ale chybaś ich nie przekonał, bo nie oddają. Do kogo to zresztą było, Kosteczku?”.

Kogo chcesz oszukać?

W miarę upływu czasu Kostek coraz bardziej zastanawia się nad swoją tożsamością. Wymienia swoje „role”, które pełni w życiu, upodobania, zainteresowania. Refleksje są obszerne, skrajne i sprzeczne ze sobą. Milion określeń, które tak naprawdę niewiele mówią, nie dotykają istoty jego „JA”.

„Kim jestem? Chciałem powiedzieć: jestem Kostek Willemann, dżentelmen, utracjusz, dziwkarz i narkoman”.

Ten straszny Weltschmerz

Powieść zachwyciła mnie przede wszystkim konstrukcją. Język jest doskonale dopracowany. Narrator występuje pod różnymi postaciami. Składania odpowiada rytmowi wydarzeń, jest szybka, czasami nieprzewidywalna. Wszystko po to, by podkreślić charakterystyczną postać Konstantego. Do tego solidna dawka refleksji filozoficznych i językowych. Prawdziwa uczta dla miłośników dobrej prozy.

„Bo jeśli nie opowiesz, to będę mógł myśleć, że to nie naprawdę, bo to przecież kłamstwo, ale jeśli powiesz, to kłamstwo jeszcze bardziej, to już nie będę mógł tak myśleć, chociaż przecież wcale u niego nie byłaś”.

Wybory bohaterów nie są banalne, a wydarzeń nie można dopasować do schematów. Dowodem na to niech będzie chociażby moment morderstwa.

„Zabiłem człowieka. Nic nie czuję. Nie spodziewałem się, bym poczuł cokolwiek. Nie boję się zabijania ludzi, bo własnej śmierci też się nie boję”.

Wreszcie pod koniec powieści, pojawia się kolejna refleksja odnoście „JA” Konstantego:

„Willeman w całości wyczerpuje moje bycie, a jestem Konstantym Willemannem oznacza, że jest to rola, jaką pełni moje „ja”, posiadające również takie obszary lub aspekty, które nie są Konstantym Willemannem”.

Rozpad osobowości, brak sensu i odpowiedzi na fundamentalne pytania egzystencjalne. To nie może się dobrze skończyć, ale może właśnie tak jest. Może nie ma niczego więcej.

„Milczę. Oddycham jeszcze. Nie ma „dlaczego”. Nic nie jest dla czegoś, wszystko tylko jest. Jest tylko ciemna, czarna, pulsująca substancja ukryta pod cienką skórą tego świata i tylko na zewnątrz, na wierzchu szuka odpowiedzi na pytanie „dlaczego”.

Nic nie jest dla czegoś”.

Szczepan Twardoch
„Morfina”
Wydawnictwo Literackie