Jak dużo pieniędzy trzeba, by nas kupić? Jak dużą łapówkę zdecydowalibyście się przyjąć? A jeśli punktem wyjściowym jest zupełny brak zawahania?
Gdy nie ma lampki ostrzegawczej, a korupcja jest na porządku dziennym, wiedz, że czytasz książkę o Rosji.
Nie wiem, czy pierwszy był Dostojewski, Bułhakow (bo Zamiatin z pewnością przyszedł później), ale zakochałam się w literaturze rosyjskiej jeszcze w czasach liceum. Zachwycił mnie Jerofiejew, Puszkin oczarował swoją poezją, podobnie jak Tołstoj swoimi niezwykłymi opowieściami, a Sołżenicyn przeraził. Na zawsze w moim sercu pozostanie oczywiście Zamiatin. Ostatnio na mojej półce pojawił się Aleksander Potiomkin i jego „Biurko”.
Dulczykow to urzędnik państwowy, który pełni niezwykle ważną funkcję państwową. Jego biurko jest symbolem władzy, to właśnie tutaj można załatwić wszystkie sprawy. Dni upływają na przyjmowaniu ważnych i mniej ważnych petentów, polityków, przedsiębiorców. Wszystkich łączy jedno – każdy chce załatwić swoją sprawę. Każdy jest przygotowany na wręczanie łapówek. A gdy wszystko jest już dogadane z Dulczykowem, pod drzwiami pojawia się przedstawiciel banku, który proponuje niezwykle korzystny układ.
Zadowolony ze swoich przemyśleń, Arkadij Dulczykow włączył wykrywacz podsłuchu, ściągnął groźnie brwi, skrzywił się kwaśno, na czubek nosa włożył okulary i przyjąwszy pozę zmęczonego pracą człowieka czynu czekał na pierwszego interesanta.
Obsesja na punkcie biurka jest ogromna, wkracza nawet w sferę seksualną. Biurko podnieca Dulczykowa bardziej niż ponętna sekretarka, której tak naprawdę wszystko jedno (No i dobrze, co mi za różnica?). I jest tylko jedna obawa – gdy coś się stanie, wybuchnie pożar – trzeba będzie ratować biurko, obmyślić szczegółowy plan i działać. Działać.
Opowieści o Matuszce Rassiji nie mogą być chyba neutralne. To zawsze diagnoza złego stanu rzeczy. Nie bez powodu mówi się przecież, że Rosja to „stan umysłu”. Generał Arkadij Lwowicz mimo wielkiej władzy niewątpliwie przeżywa kryzys. Każdy jego dzień jest taki sam, zaczyna się martwić o swoje ukochane biurko. Jego petenci (przedstawiciele cerkwi, politycy, arystokracja, artyści, mafia) ciągle o coś proszą, przekupują, a nawet posuwają się do gróźb.
Plan Dulczykowa jest prosty: wytrzymać jeszcze rok i napełnić kieszenie pieniędzmi. Nie jest to jednak zwykła opowieść, a opowieść o Rosji, która wpisuje się w tradycję Dostojewskiego i Gogola. Najwięksi pisarze zastanawiali się, jaka to choroba opanowała ich kraj i starali się ją zdiagnozować.
Nasz naród nie walczy o wolność. Masy nie domagają się jej z kijami w rękach. Czekają na Mawleńskich, Chakimedów, Lancowych, żeby im tę wolność przynieśli. Chcą otrzymać ją w marmurowej sali, przy dźwiękach hymnu państwowego, od ludzi w muszkach, w brylantach, w smokingach.
W opowieści wykorzystano język groteski, doskonale nadający się do opisywania rosyjskich absurdów. Główny bohater, chociaż łapówkarz i kombinator, budzi pewną sympatię. Można uznać, że częściowo jest usprawiedliwiony przez okoliczności, bo przecież „wszyscy tak postępują”, ale czy naprawdę jest to wystarczające wytłumaczenie???
Akcja powieści toczy się w listopadzie 2003 roku, ale czytając książkę miałam wrażenie, że nic się nie zmieniło, odkąd to Woland odwiedził Rosję. Gdy weźmiemy pod uwagę fakty biograficzne autora (Aleksander Potiomkim należał do Federalnej Służby Podatkowej), to granica między fikcją a rzeczywistością coraz bardziej nam się zaciera. Przerażające?
Trudno w to uwierzyć? Jak to możliwe, że taka autorytarna władza wciąż się utrzymuje? Warto zadać SOBIE to pytanie. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach.
Aleksander Potiomkin
„Biurko”
Tłumaczenie: Małgorzata Marchlewska
Wydawnictwo Poradnia K