Oddech miasta. Jej obecność. Chwytam skalpel i zanurzam się w poezję.
Głód poezji przychodzi niespodziewanie. Nie pyta, czy gotujesz obiad, czy prasujesz sukienkę, by wyjść w końcu samotnie do kina. Głód poezji wgryza ostre zęby w moją szyję i nie mam wyjścia. Chcę zanurzyć się w ten świat, który zatrzymuje czas i sprawia, że głowa pokonuje siłę grawitacji. W takich oto okolicznościach okazało się, że człowiek, którego miałam przyjemność poznać w polonistycznych murach, wydał właśnie tomik ze swoją twórczością. Pragnę chwycić Was dzisiaj za rękę i zabrać daleko, w podróż po myślach i słowach, które swoim piórem kreśli Dariusz Patkowski.
Odwróć się
Deszcz, który dudni w moje szyby wcale nie jest miarowy i rytmiczny. Pada tak, jakby zaraz świat miał się skończyć. Mocno uderza pięściami, próbuje mnie uwięzić w czterech ścianach i odciąć od rzeczywistości. Ale ja chcę go pokonać – sięgam po „Nokturny” Dariusza Patkowskiego i wkraczam w jego przestrzeń. Jest to świat, w którym do głosu dochodzi dojrzałość i dorosłość, ale podmiot liryczny wciąż z sentymentem zerka w przeszłość. Mam wrażenie, że ciągle poszukuje, zatapia się w ciemnościach nocy, świt budzi jego niepokój, porównuje światłość do skalpela, który rozpruwa skórę nocnej syrenie. Wiersze o snach, o tym momencie, gdy jeszcze noc się nie skończyła, a dzień jeszcze nie nadszedł szczególnie mi się spodobały. Jest w nich jakaś magia, zawieszenie i lekko wyczuwalna, ale jednak – gorycz, bo kolory rodzą się w bólach, a moje oczy zalepia wyblakły świt. W naszej poetyckiej podróży dotykamy także tematu samego aktu tworzenia, odwiedzamy neapolitańskie zakamarki i ocieramy się o granicę życia i śmierci. Jeśli szukacie chwili refleksji, to ten zbiór zabierze Was właśnie w takie miejsce – mroczne, ale jakże ekscytujące.
Spójrz na miasto
Gdy czytam poezję, zawsze coś z niej kradnę. Uwielbiam Baczyńskiego, bo od niego mogę wziąć pięknie składane wersy, a od mojej wielkiej miłości – Steda – poczucie wolności i swobody. A co mogę ukraść od Dariusza Patkowskiego? Z pewnością zabiorę obraz miasta – Throwback classic to wiersz, który przeniósł mnie w przeszłość. Gdy zdarza mi się przejść ulicami centrum, zewsząd wychodzą wspomnienia. To takie małe potworki, scenariusze które mogły się wydarzyć, gdy jeszcze wszystko było możliwe, a ja mogłam godzinami siedzieć na murku i patrzeć w niebo albo błądzić bez obaw, bo miasto mnie prowadziło. Wpatruję się w te miejsca i wiem, że już nigdy nie będzie tak samo. Pozostanie tylko dreszcz.
„Dotykam starych brzmień mijanych
miejsc. To już inne miasto, inny rytm.
Cudzy region skomponowany w melodiędziwnie znajomą. Tak było od początku”.
Zabawa w interpretację
Czytam poezję Dariusza Patkowskiego jako całość – nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, mogę opowiadać jedynie o swoich wrażeniach i własnych interpretacjach, a współczesna poezja potrafi być bardzo zwodnicza w tym zakresie. Chociaż tytuł „Nokturny” sugeruje poezję dość ciężkiego kalibru, mroczną i niebezpieczną, to wywołała ona we mnie poczucie ulotności, chwilowości, raczej stoicyzm, niż epikureizm. Chłodna, zdystansowana obserwacja, przez której powierzchnię trzeba się przekopać. Nawet kartki w tomiku są delikatne jak skrzydła motyla. A ja właśnie tak czytam poezję – całkowicie się w niej zatracając. Są w tym zbiorze utwory, które będę czytać wielokrotnie. Najbardziej uderzył we mnie pierwszy wiersz. Przedstawia rozmowę, a właściwie proces słuchania, uzdrawiania bólu pewnej kobiety. Sytuacja wydaje się zwyczajna, stonowana, ale zakończenie wiersza jest przejmujące. Gdy je przeczytałam, nasunęła mi się myśl, że to podmiot liryczny cierpi bardziej.
„brnę dalej. Chciałbym złapać trochę słońca.
Na zawsze”.
Wśród wielu nowości na rynku wydawniczym, które mam okazję czytać, poezja jest rzadkością. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że trzymam w rękach kawałek świata młodego poety. Zdecydowanie „Nokturny” zasługują na uwagę – polecam Wam takie zatracenie się w słowach.