Czarny humor, biała pierzyna, czerwony anioł.

Mój nastrój „ponurego żniwiarza” trwa, więc jedyne, po co mogę sięgać w tym czasie, to czarny humor. W to mi graj. Dość niespodziewanie na mojej półce pojawił się Alex Rogoziński i jego „Pod Czerwonym Aniołem”. Zagadki kryminalne. Lubię to. Ostry humor. Uwielbiam. Trochę nie pasowała mi okładka do złotej jesieni, ale listopad zaskoczył nas śniegiem. I wszystko się zgadza.

Tatry i morderstwo

Jedenaścioro gości trafia do małego pensjonatu w Tatrach. Zupełne odludzie, na którym nie ma zasięgu. Wymarzone warunki, by spędzić ostatnie dni roku. Piękne krajobrazy, magiczny klimat. Ale nie tym razem. Już w prologu autor nas wrzuca w wir wydarzeń. Gdy policjanci wchodzą do środka, odkrywają okrutną prawdę: „Zostałam tylko ja. I morderca!”. Potem wracamy do początków. Poznajemy imiona i nazwiska naszych bohaterów, obserwujemy ich przygotowania do wyjazdu. Okazuje się, że są ze sobą powiązani, każdy na zupełnie inny sposób. I każdy wydaje się bardzo podejrzany.

Czerwona sukienka i trucizna

Niesamowicie spodobał mi się pierwszy rozdział. Elegancka kobieta, przepiękna i intrygująca Eliza, przygotowuje niespodziankę dla swojego męża. Wkłada czerwoną sukienkę, przygotowuje kolację. Gdy pojawia się Maciej, wszystko przebiega w zaplanowany sposób. Niczego nie podejrzewa. Rozmowa jest pełna kurtuazji. Ale w końcu dochodzi do konfrontacji. Nie przewidział, że jego żona dotrze do tej drugiej. Ale czy można jej ufać? I co zamierzają zrobić z ciałem?

„Saksitoksyna, cudownie działająca substancja paraliżująca, pozyskiwana z małży i ostryg”.

Układanie puzzli

Kilka morderstw i jedna zagadka. Klasyczny kryminał, w którym wszyscy podejrzani znajdują się w jednym miejscu, a my zastanawiamy się kto zabił. Dodatkowym atutem książki Alka Rogozińskiego jest oczywiście humor. Skoro nawet ja się uśmiechałam, to Wam też to grozi!

„Do tego masz mnie za debilkę, którą możesz omamić jakimiś czułymi słówkami z dupy. I dla ukoronowania wszystkiego uważasz jeszcze, że nie poradzę sobie w życiu bez ciebie”.