Minęło tyle lat, zmieniło się i dużo i niewiele. Nawet dzisiaj wiele się słyszy o tym, że to kobieta jest wszystkiemu winna.

Dla kobiety wielką traumą jest nawet na komisariacie policji. Jest prowokatorką.

To kobiety same proszą się o gwałt i molestowanie. Jak podaje autor książki, w 2014 roku 40% winnych otrzymało wyrok w zawieszeniu i nigdy nie znalazło się w więzieniu. Liczba skazanych z każdym rokiem się zmniejsza. Podczas gdy na początku XXI wieku skazywano około tysiąca gwałcicieli rocznie, w 2015 było to 643. Tymczasem na co dzień aż 90% Polek padło ofiarą molestowania (badania fundacji STER z 2015 roku). Większość kobiety nie zgłosiła się na policję z obawy przed wstydem i z wątpliwości co do otrzymania pomocy.

Mężczyzna wie najlepiej

W 2014 roku Janusz Korwin-Mikke stwierdził, że „Kobiety zawsze się troszeczkę gwałci”. Wcześniej Andrzej Lepper pytał „Jak można zgwałcić prostytutkę?”. Stefan Glaser (słynny karnista) uważał z kolei, że każdy mężczyzna jest agresorem i pragnie sponiewierać kobietę, a co więcej- kobiety tego oczekują. Podobnie uważał łódzki wenerolog Paweł Klinger. Według tych teorii męski sadyzm i kobiecy masochizm miały się doskonale uzupełniać. Paweł Horoszowski zastanawiał się „czy kobietę można zgwałcić”. W „Encyklopedii Podręcznej Prawa Karnego” stwierdził, że zdrowa kobieta jest w stanie się obronić.

Kobiety są same sobie winne

Wszystko przez menstruację, zmienność kobiecej natury, dlatego „wymyślały” sobie gwałty, jak twierdził Klinger. Nie można im było przecież wierzyć. Tymczasem kobiety padały ofiarami gwałtów także księży, lekarzy i urzędników.

Lekarz, który zgwałcił kobietę został uniewinniony, gdyż jak dowodził, to nie mógł być gwałt, bo ofiara nie wołała na pomoc pielęgniarek. Z tego wynika, że jej się podobało.

„Gwałt był gwałtem tylko, jeśli ofiara do ostatniej chwili szamotała się, wyrywała, usiłowała uciec”.

Jeśli kobieta okazała bezsilność, oznaczało to, że jednocześnie wyraziła zgodę. Wszystko to dzięki nowym przepisom, które miały być „nowoczesne”, a tak naprawdę złagodziły kary i uchroniły gwałcicieli od odpowiedzialności.

Jeden z urzędników twierdził, że gwałcił pewną kobietę dla dobra ojczyzny, by potem ścigać jej ojca za przestępstwa skarbowe. Sąd przyjął jego tłumaczenia. Został uniewinniony. Nie musiał nawet płacić kosztów sprawy, za wszystko zapłacił skarb państwa.

Normalne było też to, że pan gwałci służącą. Oczywiste było to, że oprócz sprzątania i innych obowiązków domowych, ma spełniać także te o naturze seksualnej.

Bezsilność wobec prawa

Kobietom praktycznie zamknięto drogę do obrony, gdy zmieniły się przepisy i ustanowiono, że ściganie gwałtu odbywa się na wniosek pokrzywdzonej. Nawet, jeśli kobieta zgłaszała się na komisariat, wycofywała swoje zarzuty, gdyż wiedziała, że nie uzyska pomocy.

Nie tak dawno temu pojawiło się pojęcie „gwałtu małżeńskiego”, ale w II Rzeczpospolitej przemoc domowa była na porządku dziennym i nikogo to nie dziwiło. Prawdziwy mężczyzna musi przecież bić swoją żonę.

„Mężowi wolno, takie jego konsystorskie prawo”

„Gdy mąż żony nie bije, to w niej wątroba gnije”

Zmowa milczenia obejmowała zarówno przepisy prawne, jak i świat medycyny. Do tego dochodziły eufemizmy pojawiające się w prasie. Pisano np., że dziecko zostało „unieszczęśliwione”, a nie padło ofiarą pedofila. Kobiet z kolei nie „gwałcono”, ale „zniewalano” i „uwodzono”.

Zapadające wyroki były bardzo szokujące. Za pedofilię pewien mężczyzna został skazany jedynie na dwa tygodnie aresztu, mimo że wcześniej miał na koncie podobne zbrodnie. Podobne wyroki orzekano np. w sprawie pijackiej awantury, a majster za nieodpowiedni nadzór nad pracownikami mógł trafić do więzienia na miesiąc.

Fetyszyzm w II Rzeczpospolitej

W swojej książce autor porusza także temat fetyszyzmu. Okazuje się, że przed wojną po polskich ulicach grasowali tzw. „obcinacze warkoczy”. Jednak, gdy zmieniła się moda i kobiety zaczęły nosić krótkie włosy, według Pawła Klingera problem przestał istnieć.

W II Rzeczypospolitej za szczególne kaleki uznawało się osoby… noszące okulary! Był to wyjątkowy przejaw brzydoty. Żaden mężczyzna nie ośmieliłby się przekroczyć progu alkowy takiej kobiety. Chyba, że miał szczególne umiłowanie do kalek, okulary bowiem, podobnie jak warkocze stanowiły powszechny fetysz.

„Epoka milczenia” to książka, której się obawiałam. Porusza trudne tematy, przytacza okrutne fakty i uświadamia, jak niewiele się zmieniło. Publikacja tak ważna dla kobiet i zdecydowanie obowiązkowa dla mężczyzn.

 

Kamil Janicki

„Epoka milczenia”

Wydawnictwo Znak