Często powtarzamy, że chcemy sami o wszystkim decydować. Ale czasami z chęcią byśmy to prawo odebrali innym.

Dla ich dobra. Żeby ich uratować. A gdy w grę wchodzi jeszcze prawo – mamy do czynienia z całkiem niezłą powieścią.

„W imię dziecka” Iana McEwana to książka, którą sprowadził do naszego domu mój mąż. Kolejny przypadkowy gość, który trafił w moje ręce. Czytałam w autobusie, ale było mi mało. Musiałam zatrzymać na chwilę czas, uciec od życia i zamknąć się w sypialni sam na sam z tą książką, by wgryźć się w każde zdanie.

Dobro dziecka wartością nadrzędną

Fiona Maye to sędzia, która posiada za sobą wieloletnią praktykę. Jest osobą dokładną, skrupulatną, niemalże ideał. Miała do czynienia z wieloma trudnymi sprawami. Jedna z nich jest szczególnie przez nią rozpamiętywana. Musiała podjąć decyzję o życiu i śmierci dzieci. Bliźnięta były ze sobą zrośnięte. Bez ingerencji lekarzy, obydwoje wkrótce by umarli. Z kolei interwencja oznaczałaby uśmiercenie jednego dziecka, by drugie mogło przeżyć.

„Dlatego należało pozwolić, by lekarze przyszli z pomocą Markowi i usunęli grożące mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Po oddzieleniu Mateusz umrze nie w wyniku zamierzonego morderstwa, lecz dlatego, że sam nie jest w stanie się rozwijać”.

Małżeństwo otwarte

Razem z wątkiem prawniczym, rozgrywają się dramatyczne wydarzenia w życiu prywatnym Fiony. Po 35 latach małżeństwa mąż proponuje, by pozwoliła mu na romans, bo chce przeżyć coś niezwykłego. On nie widzi w tym nic złego. Fiona stara się skupić nad dokumentami sprawy.

„Małżeństwo otwarte można zaproponować przed ślubem, a nie trzydzieści pięć lat później. Ryzykować utratę wszystkiego, co mieli, tylko po to, żeby Jack mógł zaznać zmysłowych rozkoszy (…) A potem nic już nie byłoby takie same. Nie, Fiona wolała raczej niedoskonałe życie, które dotąd wiodła”.

Fiona i Jack nie mają dzieci. Zawsze było coś ważniejszego. Nauka. Praca. Kariera.

„Tę historię najlepiej opowiedzieć w skrócie. Po egzaminach dyplomowych czekały ją kolejne egzaminy, powołanie do palestry, praktyka w kancelarii adwokackiej (…) Odłożenie macierzyństwa do czasu, aż skończy trzydziestkę, wydawało się wówczas całkiem rozsądne. Gdy osiągnęła ten wiek, pojawiły się kolejne sukcesy”.

Fiona rozmyśla nad absurdalną propozycją Jacka, aż dociera do niej, że być może to już się stało. Małżeństwo zaczyna się rozpadać, a co ona czuje w takiej chwili?

„To było rozczarowanie, że nie został trochę dłużej poza domem. Nic więcej. Tylko rozczarowanie”.

Wybierz za niego

Wreszcie Fionie zostaje przydzielona nowa sprawa do rozstrzygnięta. Chłopiec ma białaczkę, potrzebna mu transfuzja, na którą nie zgadzają się ani jego rodzice, ani on sam. Ze względów religijnych. Chłopcu pozostały trzy miesiące do osiągnięcia pełnoletności, wobec czego, zgodnie z przepisami, nie może samodzielnie podjąć decyzji. Sprawa się rozpoczyna. Przesłuchiwani są kolejni świadkowie. Wreszcie, Fiona postanowiła postąpić niekonwencjonalnie. Odwiedza chłopca w szpitalu. Rozmawia z nim. On gra, ona śpiewa i wydaje się, że rodzi się między nimi przyjaźń. Można się jednak domyślić, że taki nierozważny i niestandardowy krok będzie miał swoje konsekwencje.

Czy przekonania religijne powinny mieć wpływ na decyzję sądu? Okazuje się, że nie jest to takie proste. Zarówno rodzice, jak i chłopiec, bardzo rozsądnie uzasadniają swoje stanowisko. Wreszcie zapada wyrok. W trybie przyspieszonym, bo przecież chodzi o życie dziecka. Ale to jeszcze nie koniec. Czasami nawet z pozoru dobra decyzja, może przynieść tragiczne konsekwencje.

Ian McEwan
„W Imię dziecka”
Z angielskiego przełożyła: Anna Jęczmyk
Wydawnictwo Albatros