Myć się czy nie myć? Oto jest pytanie! Poszukajmy odpowiedzi.
Gdy zaczęła się epidemia koronawirusa bardzo zdziwiłam się tym, że ludzie zaczęli myć częściej ręce i kupować środki higieniczne. Zdziwiłam się, bo myślałam, że robią to zawsze. Dla mnie mycie rąk było normalnością i nie skupiałam się na tym zbyt mocno. Ale ja to ja – biegałam myć ręce nawet, gdy byłam dzieckiem i robiłam babki w piaskownicy. Pandemia sprawiła, że bardziej skupiliśmy się na sprawach związanych z higieną, a przecież odgrywała ona zawsze kluczową rolę, jeśli chodzi o rozprzestrzenianie się chorób. Pamiętam, jak czytałam o doktorze Judymie, który w kółko powtarzał o higienie, a nikt go nie słuchał. Ech, biedny Judym. Ale do rzeczy – w serii ZROZUM od Wydawnictwa Poznańskiego ukazała się kolejna ciekawa publikacja – „Dawniej ludzie żyli w brudzie” Agnieszki Krzemińskiej. Jeśli chcecie wiedzieć, jak to było z higieną w dawnych czasach, to koniecznie sięgnijcie po tę książkę.
Kontekst epidemii
Teraz w modzie jest raczej niemycie się niż mycie. Pamiętam moje wielkie oczy, gdy jeden z klientów agencji reklamowej, w której kiedyś pracowałam, powiedział z dumą, że myje się raz w tygodniu. No nie, ja bym jednak nie mogła. Choć są i badania, które wskazują, że częste mycie pozbawia nas odporności, to nie wyobrażam sobie wieczoru w wannie z pianą i olejkami zapachowymi. No nie. Teorie niemycia się, trudno pogodzić z kontekstem epidemii, gdy nasze dłonie były wystawione na częste stosowanie nie tylko wody, nie tylko mydła, ale przede wszystkim dość mocnych środków antybakteryjnych na bazie alkoholu. Moja skóra z bagażem AZS nie mogła tego znieść. Autorka właśnie w takim kontekście zaczęła pisać swoją książkę, o czym wspomina we wstępie. Nie wiem czy to przypadek, czy kosmiczna karma, ale temat jest jak najbardziej na czasie i warto go zgłębić.
„Wszystko jest trucizną, decyduje tylko dawka”.
Jak to było kiedyś?
Z książki Agnieszki Krzemińskiej można się wiele dowiedzieć, i jak zwykle – wiedza w serii ZROZUM podana jest w przystępny sposób. Śledzimy rozwój higieny i podejścia do niej przez stulecia. Obserwujemy, jak nasi przodkowie wkładali specjalne stroje z długimi dziobami, by chronić się przed infekcjami (wiedzieliście, że chowali tam zioła i inne pachnidła?). Patrzymy, jak Rzymianki i Egipcjanki wykonują swój staranny makijaż i zastanawiamy się, jaki to wszystko miało wpływ na naszą współczesność. Ile różnych rzeczy musiało się wydarzyć, że od okadzania się dymem przeszliśmy do Chanel no 5. I to, co jest bardzo ważne – mit naturalności. Autorka pokazuje, że problemy z cerą często wynikają z tzw. przekosmetykowania. Chwalimy sobie powrót do natury i poprawę cery, ale należy pamiętać, że nawet Egipcjanki nie były piękne i młode aż do śmierci. Przeczytajcie koniecznie – to ważna, współczesna książka, mimo że zabiera nas w daleką, historyczną podróż.
„Skóra to osoby narząd, ale Hipokrates miał rację – wszystko, co się dzieje w naszym wnętrzu, będzie na niej widać, zwłaszcza naturalny proces starzenia się”.