Podobno każdy około trzydziestki powinien poznać „W poszukiwaniu straconego czasu”.
Ja zaczęłam czytać w wieku 32 lat, w ciąży, w swoje urodziny. I nie żałuję ani chwili.
Czas spędzony z Proustem, nigdy nie jest stracony
Odliczanie do porodu odbywało się u mnie nie tylko poprzez zaznaczanie kolejnych tygodni, ale też przez odkładanie przeczytanych tomów wielkiego dzieła Prousta. Tak naprawdę tylko trzy pierwsze tomy zyskały ostateczny kształt. Marcel Proust zdążył je zredagować, a poprawek dokonywał zawsze całkiem sporo. To widać – w kolejnych tomach pojawiają się powtórki, pewne nieścisłości i urwane wątki. Przez to jednak, lektura „W poszukiwaniu straconego czasu” staje się jeszcze ciekawsza. Zastanawiałam się, jak napisać recenzję klasycznego dzieła – dzieła wymagającego, które nie każdemu Czytelnikowi odpowiada. Właśnie dlatego postanowiłam wymienić siedem powodów, dla których warto czytać Prousta (chociaż jest ich znacznie więcej), a więc – zanurzajmy tę magdalenkę w herbacie i zaczynajmy niezwykłą podróż!
Siedem powodów, dla których warto czytać Prousta (czytać, bo lektura jego dzieł, to przyjemność, którą warto rozciągać w czasie, delektować się nią i powtarzać):
- Podróż w czasie
Dzisiaj marzymy o podróżowaniu w czasie i przestrzeni. Marcel Proust robił to dawno temu! W siedmiu tomach stopniowo przesuwamy się od czasów dzieciństwa, aż po wiek dojrzały, mijając zmieniające się czasy, starzejących się ludzi i własną osobowość. Wydaje się, że zaledwie chwilę temu główny bohater był małym chłopcem, który marzył, by mama go przytuliła (ale jakże to było niemęskie, niewychowawcze!). Wkrótce mamy przed sobą młodzieńca, który przeżywa kolejne uniesienia miłosne, aż wreszcie obserwuje starość na twarzach swoich znajomych i wreszcie – także u siebie. Mamy tutaj do czynienia z rozbudowanym studium psychologicznym. Proust opisuje kłamstwa, typowe zachowania ludzi, analizuje ich motywacje i pragnienia.
„Mimo że to kłamstwo było, wobec naszej nikłej znajomości, bardzo niewinne, nie powinienem był utrzymywać dalszych stosunków z osobą do niego zdolną. Bo co ktoś raz zrobił, będzie to powtarzał w nieskończoność”.
- Przyjemność językowa
Trudno nie zauważyć cudownie skonstruowanych zdań w powieści Prousta. I chociaż – jak wspomniałam – zdarzają się urwane wątki, niedopowiedzenia, powtórzenia czy sprzeczności – to dodaje jedynie uroku całej kolekcji. Zdania są wielokrotnie złożone, długie – ale jak zaznacza tłumacz – i tak są skrócone, by były bardziej przystępne dla Czytelnika. Czytałam powieść w doskonałym tłumaczeniu Tadeusza Żeleńskiego-Boya. Warto najpierw zapoznać się ze wstępem, który jest intrygującym preludium do przygody, jaka nas czeka na kartach kolejnych tomów. Dla mnie wielkim atutem są wstawki z bezpośrednimi zwrotami do Czytelnika. Uwielbiam, gdy pisarz do mnie mówi i bawi się swoją powieścią, zwłaszcza, gdy robi to w tak doskonałym stylu.
- Kontrowersje
Chociaż jesteśmy tacy postępowi, myślę, że powieść Prousta mogłaby niejedną osobę zszokować. Tom „Sodoma i Gomora” jest tego najlepszym przykładem. Mamy tutaj nie tylko „wzorowe” związki, ale i te romanse między osobami tej samej płci. Dość oryginalnym rozrywkom oddają się wydaje się stateczni panowie. Skłonności homoseksualne to zdaje się tajemnica poliszynela. A ukochana Albertyna potajemnie zabawia się ze swoimi „koleżankami”- od czego zresztą główny bohater pragnie ją „chronić”.
- O śnie i muzyce
Sen i muzyka znalazły się dopiero w czwartym punkcie, ale tak naprawdę to właśnie te opisy zachwyciły mnie jako pierwsze. Moment, gdy człowiek jeszcze nie do końca się obudził, ale już nie śpi – to czysta poezja. Nie do końca wiesz kim jesteś, jawa miesza się ze snem, jeszcze wszystko może się zdarzyć. A opisy muzyki u Prousta to kwintesencja dobrego stylu. Czy można usłyszeć dźwięk, czytając książkę? Jak najbardziej! Spróbujcie (i nie potrzeba do tego żadnej aplikacji!)!
„(…) w pierwszej chwili nie wiedziałem nawet, kim jestem; miałem jedynie, w pierwotnej jego prostocie, poczucie istnienia, takie, jak może drżeć w duszy zwierzęcia; byłem bardziej nagi niż człowiek jaskiniowy (…).
„Była jeszcze tuż, niby barwna bańka mydlana wisząca w powietrzu. Podobna tęczy, której blask słabnie zniża się, potem się podnosi i zanim zgaśnie, rozbłyska na chwilę bogaciej niż wprzódy, dotychczasowym dwóm kolorom przydała inne barwne struny, wszystkie kolory pryzmatu, i kazała im śpiewać”.
- Arystokracja i kontakty ponad wszystko
Myślisz, że teraz jesteśmy materialistami i liczą się dla nas wyłącznie własne interesy? To spójrz na obraz arystokracji u Prousta! Tam dopiero się działo! Czytając „W poszukiwaniu straconego czasu” poznajemy rozmaite koneksje i zasady panujące w towarzystwie. Żeby awansować na drabinie towarzyskiej, trzeba kogoś poznać, dopiero ten ktoś przedstawi nas kolejnym osobom. Bywanie na obiadach czy organizowanych kolacjach, wysłuchiwanie koncertów, ale i dobrze zawarte małżeństwa to podstawa. We Francji również samo nazwisko mogło o pochodzeniu i statusie człowieka wiele powiedzieć – tutaj z pomocą przychodzą nam przypisy pochodzące od tłumacza, w których wyjaśnia zawiłości nazewnictwa i tytułów oraz różnice między nimi. To naprawdę fascynujące zakamarki, w które warto zajrzeć.
„- Powiem Ci – rzekła pani Verdurin – że Swann uważał za właściwe cisnąć na Brichota parę jadowitych i dosyć pociesznych insynuacji. Oczywiście, skoro widział, że my tu Brichota kochamy, to był dla niego sposób, aby nas dosięgnąć, aby sponiewierać nasz obiad. Czuć w nim miłego koleżkę, który cię obmówi za drzwiami”.
„- Czy nie ujrzymy Swanna dzisiaj? On jest w istocie tym, co się nazywa osobisty przyjaciel…
– Och, spodziewam się, że nie! – wykrzyknęła pani Verdurin. – Niech nas Bóg strzeże od niego; jest nudny, głupi i źle wychowany”.
„…tak mnie już nudzi widywać osoby, które znam, że gdyby trzeba było widywać jeszcze osoby, których nie znam, „nawet heroiczne”, oszalałabym chyba”.
- Miłość i obsesja
Czy to była miłość? Czy tylko chęć posiadania? Tego nie wie nawet sam bohater, narrator i nasz przewodnik po świecie Prousta jednocześnie – prawdopodobnie też jego alter ego. Pierwsza miłość? Oczywiście matka. To uczucie oznacza jednak również wielkie odrzucenie. Dziecko pragnie być przytulane, jednak to nie przystoi. Tęsknota za matką i czułością to wydaje się początek życia uczuciowego młodego bohatera. W wieku młodzieńczym jest Gilberta. Początkowo obiekt westchnień, potem niedoszły związek jakoś się rozmywa, by powrócić jeszcze pod koniec opowieści. Zdecydowanie najwięcej miejsca w sercu i w głowie Marcela zajmuje Albertyna. Czy jest, czy już jej nie ma – mnóstwo się o niej naczytamy. Ale nie będzie tu typowych romantycznych westchnień. Wydaje się, że powtarza się tu motyw skomplikowanych relacji między Swannem i Odetą. Będzie obsesja, śledzenie, intrygi – czy to już stalking oceńcie sami.
„Nie był zrazu zazdrosny o całe jej życie, jedynie o chwile, w których jakaś okoliczność, może źle tłumaczona, nasunęła mu przypuszczenie możliwej zdrady”.
- Paryż
Jak literatura francuska ma nie być wspaniała, skoro mają Paryż, pola elizejskie i wiele innych urokliwych miejsc, które same w sobie stanowią wielkie natchnienie. Kocham Paryż. Nie mam co do tego wątpliwości, dlatego lektura Prousta to dla mnie powrót do tego cudownego miejsca. Nie zawahałabym się przed przeczytaniem siedmiu tomów po raz kolejny. I Wam to również serdecznie polecam, Czytelnicy.
„(…) odnalazłbym Czas utracony – i że podróż, która podsuwała mi tylko jeszcze raz iluzję, jakoby te dawne wrażenia istniały poza mną (…).