Czy to ja? Czy to świat? Co tak przytłacza?
Po znakomitym „Zimowaniu”, w którym autorka skupiła się na przeżywaniu żałoby, smutku i bólu istnienia, w wydawnictwie ZNAK LITERANOVA ukazało się „Przesilenie” Katherine May. Autorka bestsellerów zabiera nas w niesamowitą, bardzo prywatną podróż. Bardzo uderzyły mnie jej słowa, w których przyznała, że zawsze miała wrażenie, że „coś jest nie tak”, ale nie wiedziała co. Diagnoza przyszła trochę przypadkiem, w dorosłym, dojrzałym życiem.
Każdy ma swoją drogę
Katherine na co dzień radzi sobie całkiem nieźle, ale to, co udaje jej się osiągać w życiu prywatnym i zawodowym, okupione jest dużym ładunkiem energetycznym. Jest przebodźcowana, pogrążona w szybkim tempie życia. Chyba nie ma takiej jednej chwili, w której wszystko się zmienia. To zawsze jest pewien proces. Dla Katherine okazuje się, że cały ten świat to już jednak za dużo. Coś musi się zmienić. Nasza bohaterka i narratorka w jednym wyrusza w swoją podróż. Wędrówka nie jest łatwa. Uwielbia chodzić, ale wiąże się to z wieloma utrudnieniami. Mąż dzielnie ją wozi i odbiera z poszczególnych odcinków trasy. Ale jest jeszcze małe dziecko. Katherine jest rozdarta między obowiązkiem a własnymi uczuciami. Nadchodzi moment przesilenia.
„ – Chyba po prostu chcę wiedzieć – mówię. – Chyba chciałabym mieć pewność, że to nie jest jakaś dzika fantazja, w którą się zaplątałam”.
Trudności, upadki i olśnienia
Wybrany szlak nie jest łatwy. Wzniesienia, kamieniste drogi, a także ograniczenia samej bohaterki i trudności logistyczne sprawiają, że ta droga jest naprawdę trudna i skomplikowana. Część odcinków odpuszcza, część zmienia. Czasami idzie sama, innym razem w towarzystwie znajomej, momentami z mężem, z mężem i dzieckiem. Zanim sięgnęłam po tę książkę, nie wiedziałam o czym jest. Żyłam w nieświadomości, zupełnie tak jak nasza bohaterka, ale wiedziałam też, że coś tu nie gra. Jednocześnie odnalazłam wiele cech wspólnych. Oczekiwania społeczne, przypisane nam role, zwłaszcza kobietom, nijak się mają do tego, co czujemy i co chcemy. Nasza bohaterka wreszcie dostaje diagnozę i czuje ulgę. Wszystko nagle zostaje wyjaśnione. Ale droga do samoakceptacji jest bardzo długa, znacznie bardziej wyboista niż szlak, którym podążała. Oprócz tego, że jest to ciekawa historia, pisana świetnym piórem, to przede wszystkim inspiruje do refleksji na temat tego, co sami o sobie myślimy i na ile sobie pozwalamy. Mnóstwo myśli po tej książce we mnie zostało. Jest po prostu znakomita. Polecam.
„Potrafię otulić się skrzydłami i patrzeć poza niespokojną przestrzeń tego świata”.