Nie wiedziałam nic, więc postanowiłam sięgnąć do książek. 

Na początku w mojej ciążowej biblioteczce pojawiły się dwie pozycje. Z biegiem tygodni i rozwojem sytuacji, przybyło kilka kolejnych. Zaznaczę jednak, że to nie jedyne książki, jakie czytałam przez te dziewięć miesięcy. Niemniej trzeba było się przygotować, a jednak dobrze wiedzieć, co człowieka czeka.

Ciąża na wesoło?

Chociaż to jak najbardziej poważna sytuacja, to nie chciałam czytać publikacji naukowych czy informacji stricte medycznych. Gdzieś usłyszałam czy zobaczyłam “Ciężarówką przez 9 miesięcy”. Spodobał mi się tytuł, który wskazuje raczej na luźne potraktowanie tematu. To była moja pierwsza ciążowa książka. Jej wielką zaletą jest podział tydzień po tygodniu. Mogłam więc w każdy weekend spokojnie czytać, co mnie czeka na kolejnym etapie. Praktycznie wszystko szło zgodnie z tym, co jest napisane w tej książce. Czasami jakieś dolegliwości pojawiały się wcześniej. Język jest luźny, dowcipny i co niezwykle ważne – oparty o doświadczenia autorki, więc tym bardziej jest to książka wartościowa. Na początku, na rozluźnienie mamy śmieszny rysunek obrazujący stan kobiety w danym tygodniu ciąży oraz wstęp, który opisuje obecną sytuację. Potem pojawia się “Dziennik pokładowy”, w którym autorka przedstawia swoje doświadczenia. Każda ciężarna kobieta to zna, np. lekarz mówi, by nie opychać się słodyczami, a Ty idziesz po wizycie na lody. Nie brakuje też rzeczowych informacji odnośnie zdrowia, ćwiczeń czy wyprawki. Wydanie zostało również przystosowane do polskich realiów. Dla mnie ta książka była wielkim wsparciem, a humorystyczny język poprawiał mi nastrój. Dotarłam do ostatniej strony z Kaz Cooke.

Odrobina powagi 

Kolejną książką, która pojawiła się razem z publikacją Kaz Cooke była bardziej poważna “Księga ciąży”, autorstwa Williama i Marthy Sears oraz Lindy Holt. Wiedza zawarta w tej książce też była dla mnie cenna. Informacje przedstawione są rzeczowo i dokładnie – przydała mi się tak do połowy ciąży. Później już jakoś nie miałam ochoty po nią sięgać, aczkolwiek ma cenne informacje np. o tym, jakich składników nie powinno być w kosmetykach dla kobiet w ciąży i szczegółowe zalecenia dietetyczne, więc jak najbardziej warto się z nią zapoznać. Ciąża podzielona jest tutaj na miesiące, i chociaż są podpowiedzi, który to tydzień, to jakoś było to dla mnie nieporęczne.

Ciążowe notatki

Kupiłam ten notes kiedyś na kiermaszu za jakieś grosze. I dobrze – okazało się, że jak najbardziej się przydał. “Ja, ciąża i cała reszta. Mój ciążowy notatnik” to notes, w którym mamy mnóstwo atrakcji. Wpisujemy swoje informacje, najciekawsze momenty, reakcje bliskich na wieść o ciąży, ale są też krzyżówki, wykreślanki czy kolorowanka na bezsenną noc. Można wkleić zdjęcie z USG, swoje ulubione zdjęcie z okresu ciąży i stworzyć fajną pamiątkę. Jak dla mnie bardzo fajna publikacja.

Joga w ciąży

Nie ćwiczyłam tak dużo, jakbym chciała. Przez pierwszy trymestr nie mogłam, więc został mi tylko ten najbardziej dogodny czas “środka”. Wcześniej chodziłam na jogę i pilates. W ciąży nie można wykonywać wszystkich asan, ale na szczęście – z pomocą książki – znalazłam kilka dogodnych pozycji. Warto jednak pamiętać o umiarze i zdrowym rozsądku, i oczywiście – słuchać swojego ciała. Moim przewodnikiem była “Joga dla kobiet w ciąży”, cieniutka książeczka autorstwa Joanny Jakubik-Hajdukiewicz.

A co potem?

Pod koniec ciąży przyspieszyłam z czytaniem tego, co mnie czeka tydzień po tygodniu, i zaczęłam się interesować tym, co będzie “po”… Moja przyjaciółka podarowała mi dwie cenne książki, które jej bardzo pomogły, i ja też mogę je z czystym sumieniem polecić. A są to: “Ćwiczenia z tulenia” – książka na pierwsze 52 tygodnie z dzieckiem, autorstwa Izabeli Frankowskiej-Olech i Izabeli Sztandery. Książka jest cudowna i ciekawie wydana. Może stać na komodzie niczym notes i przypominać o tym, jaką moc ma tulenie bobasa.

Z okazji Bociankowego, od tej samej przyjaciółki, dostałam też kolejną ważną książkę “Mamy dla mamy”, tom II, który opowiada o macierzyństwie. To solidne kompendium wiedzy – jest w niej chyba wszystko. Za mną rozdziały o pielęgnacji niemowlaka, załatwianiu formalności, szczepieniach i o tym, co się dzieje z kobietą po porodzie. Bardzo podoba mi się rozkład treści – wszystko doskonale poukładane, więc w razie potrzeby można cały czas do niej zaglądać i poszerzać swoją wiedzę. 

Wersja hardcore!

Dostaliśmy też w prezencie od naszej zaprzyjaźnionej pani księgarz poradnik dla rodziców… w dość ekstremalnej wersji! “Kodeks Bracholi” Barneya Stinsona to propozycja tylko dla odważnych. Specyficzny humor odnośnie ciąży i rodzicielstwa może oburzyć niejedną osobę. Mamy tutaj bardzo ironiczny wykaz wydatków na dziecko czy rysunki brudnych pieluch jako przewodnik po wychowaniu. Czasami jednak warto się nieco rozluźnić i nie brać wszystkiego na poważnie, by nie zwariować!