No i powraca. Kurwuniu. Jak ja na nią czekałam!
Joanna Mokosa-Rykalska nie owija w bawełnę. „Marki przodem. Jak wylądowałyśmy w ciemnej dupie” to kipiąca humorem słodko-gorzka opowieść o dojrzałości, ale trochę też o dziecięcej radości.
„Może i tak, ale miałam wrażenie, że mój cały żywot jest jednym długim filmem z gatunku thrillera z elementami groteski, a wieczorami to nawet horrorem, zwłaszcza przed tym, jak dzieci zasną”.
Na krawędzi
Każda z naszych bohaterek ma swój bagaż doświadczeń. Joanna, choć ma poukładane życie zawodowe i prywatne, jest ewidentnie przeciążona. Nie potrafi jednak zrezygnować z kariery, bo przecież żyjemy pod ogromną presją efektywności i osiągnięć. Jej przyjaciółki (z którymi nie tylko pije, ale też i rozmawia!) również mają swoje problemy. Baśce doskwiera samotność i brak rodziny. Mańka jest po rozwodzie, a jej nowy związek jest w rozsypce. Z kolei Lucy… to już ekstremalny kaliber. Wciągnięte w wir codzienności, próbują się z niego wydostać. Choć na chwilę. A wiadomo, że po pijaku do głowy przychodzą najlepsze pomysły…
„Nie zawsze w życiu jest tak, jak sobie zaplanowaliśmy, ale trzeba znów wypiąć cycki i iść dalej”.
Budapeszt? Whatever!
Miało być luksusowe spa w Budapeszcie, a jest… dość specyficzne miejsce… sytuację komplikuje fakt, że nasze bohaterki postanowiły sobie zrobić detoks od telefonów komórkowych. Nie mają kontaktu ze światem. I chociaż udało im się zarezerwować hotel u Draculi, to jednak do niego nie dotrą. Wiekowe auto z wypożyczalni rozkracza się pośrodku niczego. Jak sobie poradzą? W dość oryginalny sposób… a ich przygoda dopiero się zacznie…
Śmiech przez łzy
Uwielbiam te kobiety. Zabawne, błyskotliwe i szybko wpadające w kłopoty. Opisane sytuacje nie były nawet dla mnie przejaskrawione, bo takie przypały też zaliczam codziennie. I choć mało co mnie ostatnio śmieszy – tutaj płakałam ze śmiechu! Ale zaraz potem przychodzi refleksja na temat zmiany i trudnych wyborów. One w końcu przekraczają swoje granice.
„Wytrawne wino powoli przepływało przez moje gardło. Było mi lepiej niż dobrze”.