– czyli, spacerując samotnie po Krakowskim Przedmieściu. Janusz Głowacki w swojej ostatniej książce.
Trudno uwierzyć, że nie napisze już żadnej książki. Świetny pisarz, cięty język, bystre obserwacje. Janusz Głowacki to jeden z moich ulubionych polskich autorów. Nasza wspólna historia jest bardzo długa. Najpierw była “Antygona w Nowym Jorku”, którą obejrzałam na deskach teatru. Potem już nie mogłam się uwolnić od jego słów – było słynne “Z głowy” i “Good night Dżerzi”, które skradło mi kilka godzin i sprawiło, że nic innego się nie liczyło. Przyszedł czas na ostatnią książkę tego genialnego autora.
“Z Krakowskiego Przedmieścia słychać krzyki, może radosne, a może nie. Może ślub albo kondukt żałobny czy chrzciny, albo biczownicy spod krzyża się cieszą z odzyskanej niepodległości, a może to nasi dopadli Syryjczyka? Karnawał w pełni, to każdym razie pewne”.
Karnawałowy smutek
Bezsenność w czasie karnawału zaczęłam czytać na początku roku. Cieszę się, że została wydana. Bardzo ciekawa pamiątka po pisarzu, który mocno zapisał się w historii polskiej literatury. Główny bohater to alter ego autora, cierpi na bezsenność, ze snem ma bardzo trudne relacje. Wychodzi na spacer po Krakowskim Przedmieściu. I dzieją się rzeczy niesamowite. Historia pełna jest nostalgii i smutku, ale i cennych obserwacji współczesnej rzeczywistości. Głowacki wspomina przyjaciół, którzy już odeszli, sporo pisze o śmierci.
“Ja te notatki robiłem w różnych miejscach. W Warszawie też. Ale i w Nowym Jorku, Miami, Los Angeles, Moskwie, Stambule, Kijowie, Charkowie. W knajpach, hotelach, na lotniskach, kiedy w nocy zmieniałem samolot, a także w burdelach w Tajpej, kiedy pracownice wkładały mi ustami cienką jak mgła prezerwatywę”.
Rzeczywistość i świat przedstawiony
W opowieści Głowackiego splatają się dwa światy – ten realny, w którym bije echo współczesności, naszych przywar narodowych, trudnych sytuacji, polityki i śmierci oraz ten książkowy – znany z jego tekstów – książek i sztuk. Pojawiają się postaci prawdziwe, jego przyjaciele, twórcy, ale i bohaterowie sztuk teatralnych, np. słynny Pchełka. Miesza się też lokalizacja. Jesteśmy w Warszawie, Rosji i w Nowym Jorku i na myśl ciągle przychodzi “Moskwa – Pietuszki” Wieniedikta Jerofiejewa. W końcu spacer Głowackiego to przede wszystkim podróż sentymentalna, a nie tylko zwykły spacer w bezsenną noc.
“Nie lubię, jak mnie ludzie na ulicy rozpoznają, ale jeszcze bardziej nie lubię, jak mnie nie rozpoznają. A może jak się długo żyje, to to już jest jakaś wartość. A to, że ja jestem pogodzony z losem, to niby bez znaczenia? Nie lubię tylko klimatyzacji, telewizji i ludzi”.
Życiowe podsumowanie
Powieść ma charakter ironiczny, sarkastyczny, jest dowcipna, ale w gorzki sposób, a więc Głowacki w najlepszej formie. Jak w kalejdoskopie widzimy poszczególne sceny z życia pisarza, jego książki, bohaterów, emigrację, scenariusz do filmu o Wałęsie i wreszcie – jego rodzinę. Koniecznie polecam też przeczytać epilog, w którym córka Głowackiego pisze kilka ciepłych słów o swoim ojcu. Piękne zakończenie, szkoda, że takie szybkie.
“ – Spokojnie – mruknął ten chyba chirurg. – Już po wszystkim, co to pana obchodzi”.
Janusz Głowacki
„Bezsenność w czasie karnawału”
Wydawnictwo WAB