Przeszła przez piekło. Ale chce już tylko kochać.
Pamięć o przeszłości kształtuje naszą tożsamość. Trzeba pamiętać, by wyciągać wnioski, uczyć się, albo chociaż wiedzieć, co nas czeka. „Dziewczynka, która nie potrafiła nienawidzić” to opowieść, która chwyta mocno za serce i sprawia, że nie można zapomnieć. Nigdy nie powinniśmy o tym zapomnieć. Koniecznie sięgnijcie po książkę od ZNAK HORYZONT.
Dziecko w Auschwitz
Moja córka niebawem będzie świętować swoje trzecie urodziny. Jej dzieciństwo to lalki, chlapanie w kałużach, huśtawki, uśmiech, czysta radość, która emanuje na całe otoczenie. Cały czas o niej myślałam, czytając opowieść Lidii Maksymowicz. Trafiła do obozu wraz z matką, gdy miała niespełna trzy lata. Rozdzielenie z matką musiało być okropne, nie można sobie nawet takiej tragedii wyobrazić. A potem mogło być tylko gorzej. Matka zdołała jednak przekazać swojej córce ogromną wolę przetrwania i siłę, dzięki której mogła wytłumić wszelkie emocje. Po prostu przestaje czuć. Nie reaguje, nie płacze, przystosowuje się. Wszystko po to, by przetrwać. Nawet strasznego doktora Mengele.
„Zbyt wielki mrok nas otacza, by było dla niej miejsce. Zbyt wielka jest otchłań, do której spadamy wszyscy razem, byśmy mogli trzymać się za ręce”.
Nie umiem nienawidzić
Zdanie, które można interpretować na wiele sposobów. Początkowo sądziłam, że chodzi wyłącznie o miłość – ponad wszystko. W trakcie czytania, te słowa nabrały także innego znaczenia. To słowa skrzywdzonego dziecka, które przetrwało niesamowitą traumę. Zamiast biegać i bawić się z innymi dziećmi, walczyła o jedzenie, chowała się pod pryczą i stawała się niewidzialna, nieruchoma, niema. Czytając, łzy leciały mi ciurkiem. A nie płaczę nawet na łzawych melodramatach. Ta książka spływała łzami. Przecież to była tylko mała dziewczynka!
„Wiem, że mówią o mnie. Moja matka nie żyje? Nie wierzę”.
Wolność? Normalność?
Koszmar obozu to jedno, ale do tego dochodzi rozstanie z matką i trudny powrót „do świata”. Luda trafia do rodziny zastępczej w Oświęcimiu. Cały czas wierzy, że jej matka żyje i ją znajdzie. W nowym domu stawia opór. Nie chce się wykąpać, a sen nie nadchodzi, mimo czystej pościeli i bezpieczeństwa w nowej rodzinie. Pięcioletnia dziewczynka nie potrafi też jeść. Choruje. Powoli jej ciało przyzwyczaja się do tego, że jest organizmem ludzkim, nie zwierzęciem. Przejmujący jest fragment, w którym przyznaje, że do tej pory, gdy jest w restauracji, musi się pilnować, by nie chować jedzenia do kieszeni.
„Trudno do mnie dotrzeć, w głębi siebie bardziej staram się przetrwać niż żyć, w przekonaniu, że prędzej czy później Anna, moja prawdziwa matka, wróci do mnie i wszystko zacznie się od nowa, jak wtedy, gdy byłyśmy razem w białoruskich lasach”.
Jednym tchem
Historia Ludy jest dramatyczna, ale daje nadzieję. Pokazuje, że człowiek jest w stanie przetrwać wszystko. Jej trauma nie odbiła się nienawiścią. Luda chce już tylko kochać. Odnalazła swoją matkę, założyła rodzinę. Jej więzienny numer stał się świadectwem.